poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 11

Gabe POV

Przechadzałem się spokojnie parkową alejką nie myśląc o niczym.Słońce mocno dziś piekło a brak jakiegokolwiek wiatru powodował niemiłosierny upał.Dochodziło południe.Postanowiłem że wrócę do domu by po uprzykrzać życie mojemu kochanemu przyjacielowi.Przeszedłem przez pasy i skręciłem w boczną ulicę.Nie mieszkaliśmy w żadnej z wypasionych dzielnic zajmując jedynie małe mieszkanko w niewielkiej kamienicy.Tylko na takie było nas stać.Nie byłem człowiekiem,któremu by to przeszkadzało.Nie potrzebowałem zbyt wielkich luksusów,na tym etapie byłem szczęśliwy,że w ogóle mam gdzie przenocować swój tyłek.
Przekręciłem klucze,wszedłem do mieszkania i zauważyłem coś...dziwnego?W przedpokoju na kafelkach była wielka żółta kałuża.
-Alex?Możesz łaskawie ruszyć dupę i wytłumaczyć mi co do cholery jest na naszej podłodze?!-krzyczałem zirytowany,choć przyznaję,że ta sytuacja nieco mnie śmieszyła.Alex przyczłapał w wolnym tempie uśmiechając się od ucha do ucha.Zjechał wzrokiem na podłogę i głośno wybuchnął śmiechem
-Co to jest?-pytam ponownie wskazując rękami na kałuże
-Nie jestem ekspertem ale wydaje mi się,że to po prostu siki-wykrztusił dławiąc się śmiechem
-Siki?-spytałem zirytowany
-Siki-potwierdził opanowując już nieco swój nagły przypływ głupawki
-Rozumiem,czyli zsikałeś się na podłogę?Alex prosiłem,żebyś tego nie robił-powiedziałem słodkim głosem z odrobina współczucia,skoro on nic sobie z tego nie robił,to dlaczego to ja miałem być tym przyzwoitym
-Haha bardzo śmieszne,ale to nie..-zanim dokończył do pokoju wbiegł mały piesek,który zaczął obskakiwać chłopaka.Otworzyłem szeroko oczy.
-Pogięło cię!Skąd wziąłeś tego psa?-nie mogę w to uwierzyć.Ledwie starczało nam pieniędzy na utrzymanie samych siebie a on jeszcze sprowadza do domu tego nosiciela kleszczy.
Chłopak ignorując moje pytanie wziął psa na ręce i zaczął mocno tulić.
-No nie mów,że nie jest uroczy-pisnął słodko,jak dziewczynka,która własnie dostała swój wymarzony prezent gwiazdkowy.
-Jak masz zamiar utrzymać tego sierściucha?-miałam już naprawdę dość tej dziwnej sytuacji i zadawania pytań,na które częściowo i tak nie uzyskuje odpowiedzi.
-Dostałem nowa robotę,potrafię się dobrze ustawić stary.Już nie będziemy mieszkać w tej kajutce.
-Dostałeś pracę,czy wygrałeś w totolotka ?-przyznaję,byłem nieco zdziwiony.Albo zgłupiał albo szczęście w końcu się do nas uśmiechnęło.
-od dzisiaj będę uczył w szkole muzycznej gry na wielu instrumentach,kto by pomyślał,że moje wykształcenie ze szkoły muzycznej może zaważyć nad tym,że będę teraz żył jak pączek w masełku -potarł ręce i zamknął oczy rozmarzając się w swojej nowej przyszłości,lepszej przyszłości
-Nie przesadzaj,ile możesz tam zarobić-zapytałem z odrobina kpiny.Musiałem sprowadzić go na ziemie,zanim woda sodowa uderzy mu do głowy.Przecież życie takich ludzi jak my nie zmienia się z dnia na dzień,a przynajmniej nie moje.Alex zasługiwał na znacznie więcej.Jest uczciwy ma dobre wykształcenie,tylko życie nie dało mu szansy by się wykazać.
-Wiesz ile?! Pięć tysiaków miesięcznie,zależy czy będzie wielu chętnych.Rozumiesz to!W końcu wyjdziemy z tego bagna,sprzedamy tą mała kanciapę,ty skończysz wreszcie szkołę i też znajdziesz jakąś normalną,przyzwoita robotę.Wybrniemy z tego syfu w kasynie-skakał całując psa.Popatrzyłem na niego z politowaniem.Nie miał nawet pojęcia o połowie moich problemów,a ja nie zamierzałem go w nie pakować
-Dobra muszę spadać jestem umówiony,ty pierwszy zajmujesz się dziś Pinkie,to na razie!-puścił psa na podłogę i szybko wyszedł nie zostawiając mi jakiegokolwiek wyboru.Cudownie
Lucy POV
Ani trochę nie miałam ochoty na ten wspólny wypad do kina,ale nie było wyboru,słowo się rzekło.Mogłam jedynie mieć nadzieję,że Leo w końcu sobie mnie odpuści.Tyle razy próbowałam mu wytłumaczyć,że ,,mu razem" to nie jest najlepszy pomysł,ale widocznie do tej pory Mu jeszcze nie przeszło.Na szczęście idziemy wspólnie z Harriet i jej nowym chłopakiem,co dodaje mi nieco otuchy.Swoją drogą jestem ciekawa kogo upatrzyła w tym tygodniu.Wolałam mieć w tej sprawie dystans,ponieważ temat Harriet i jej chłopaków sprowadzał tylko do jednego...kłótni.
Równo o 19 samochód Leo podjechał pod dom.Z racji,że było dziś upalnie,ubrałam cienką bluzeczkę na ramiączkach i krótkie jeansowe spodenki.Na nogach miałam moje ulubione czerwone converse,które po ostatnim spotkaniu z woda nie były już pierwszej jakości.Kiedy weszłam już do samochodu przywitałam się z Leo i zapięłam pasy.Chłopak cały czas był uśmiechnięty i wyraźnie podekscytowany wyjazdem,ale nic nie odpowiedział.Odpalił samochód i odjechaliśmy.Naszym przystankiem po drodze był jeszcze dom Harriet.Leo zaproponował,żebyśmy jechali wszyscy razem.O dziwo moja przyjaciółka i jej chłopak już na nas czekali.Widać że ma na nią dobry wpływ,bo Harriet jest spóźnialska w każdym wypadku.
Seans w kinie minął zdecydowanie za szybko,nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłam.Poznałam chłopaka Harriet,Alexa,który okazał się mega sympatyczną osoba,która bezustannie się śmieje.Wydawał mi się znajomy,nie chodził do naszej szkoły ale nie mogłam pozbyć się wrażenia,że gdzieś go już spotkała,tylko nie pamiętam gdzie.
Przekraczając próg drzwi moja życiowa energia gdzieś odpłynęła,opadałam z sił.Od razu skierowałam się w stronę łazienki by wziąć długi i relaksujący prysznic,który niestety nie trwał długo,ponieważ ktoś zaczął natarczywie dzwonić do drzwi wystukując melodię wlazł kotek na płotek.Wiedziałam,że to nie może być dziadek ponieważ pojechał na dwudniowy,coroczny zlot rybaków.Szybko naciągnęłam dresowe spodnie i bluzkę w smerfy i z mokrymi włosami zeszłam na dół otwierając drzwi.Widok osoby,która stała na ganku trochę mnie zaskoczył,a jednocześnie zaczynałam się już do tego przyzwyczajać.


        





piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 10

Lucy POV

Po lekcjach musiałam zostać jeszcze  na tym nieszczęsnym kółku dziennikarskim z Leo.Tyle razy próbowałam się z tego wykręcić ale pani Heale nie daje za wygraną.Uważa,że to grzech marnować taki talent.Za to ja sądzę,że grzechem jest marnowanie mojej i tak już bardzo małej ilości czasu.
Po zajęciach Leo zaproponował,że odprowadzi mnie do domu ale na szczęście wykręciłam się z tego pod pretekstem,że dziś przyjechałam samochodem.Chłopak był nieco zawiedziony moja odpowiedzią ale nie miał zamiaru odpuścić.
-Może masz ochotę pójść do kina?W piątek po południu?-zapytał z nadzieją 
Nie wiem co odpowiedzieć.Z jednej strony dawno nigdzie nie wychodziłam,a w kinie nie byłam od śmierci rodziców.Ale z drugiej strony to Leo mnie zaprasza,a ja nie chcę znów niepotrzebnie robić mu nadziei.On nie był złym człowiekiem,wręcz przeciwnie.Jego koreańsko-amerykańskie pochodzenie sprawiało,że był bardzo przystojny.Miał cudowne ciemne oczy,za którymi szalała większość dziewczyn w szkole ale z jakiegoś powodu te oczy przylepiły się akurat do mnie.
-Lucy...halo tu ziemia !Słuchasz mnie?otrząsnęłam się 
-Nad czym się tak długo zastanawiasz?Spokojnie te kino to nie jest żadna randka.Zapraszam cię jako przyjaciel-uśmiechnął się uroczo i czekał na moją odpowiedź 
-Noo....dobrze,czemu nie,od dawna chciałam wybrać się do kina-powiedziałam i nagle do głowy wpadł mi świetny pomysł 
-Zadzwonię też do Harriet.Na pewno wybierze się z nami i ze swoim ...obecnym chłopakiem
-No dobra-mruknął nie ukrywając lekkiego niezadowolenia 
Nic więcej już nie powiedziałam,Leo z resztą też nie.Ruszyłam w stronę samochodu.
Po drodze do domu musiałam jeszcze wstąpić do apteki po lekarstwa dla dziadka Oswalda.Przy okazji postanowiłam zajrzeć też do sklepu spożywczego by kupić coś z czego będzie można zrobić dobry obiad.
-Już jestem!-powiedziałam głośniej wchodząc do przedpokoju i zamykając za sobą drzwi
Przede mną od razu pojawił się dziadek.
-Kupiłam wszystkie potrzebne lekarstwa i zaraz zrobię pyszny obiad bo byłam też w sklepie.
Dziadek uśmiechnął się szeroko i powiedział
 -Moja kochana Lucy,co ja bym bez ciebie zrobił 
-Oj dziadku,aż strach pomyśleć,co by było ze mną gdyby nie ty.Pewnie trafiłabym do domu dziecka albo jakiejś rodziny zastępczej.-powiedziałam ze smutkiem
-Dziękuję Ci,że jesteś tu ze mną,bo nie chcę zostać z tym wszystkim sama-uśmiechnęłam się i przytuliłam dziadka.Jakoś nigdy nie zastanawiałam się,co by mnie spotkało gdyby nie on.Jest moją jedyną rodziną i ostatnia szansą na normalność.
Po wspólnym obiedzie czas minął nam na rozmowie o codziennym życiu.Dziadek opowiedział mi tez trochę o mojej mamie a jego córce.Jaka byłą w dzieciństwie.Zawsze tak bardzo żałuję,że nie spędzałam  więcej czasu z mamą.Żyłam beztrosko,pochłonięta szkołą,zakupami i imprezowaniem z przyjaciółmi.Z kolei moja mama cały czas poświęcała się pracy w korporacji.Jednak jeśli znalazła dla mnie choć chwile czasu zawsze lubiła opowiadać mi różne historie,wtedy wydawały mi się dziwne.Zawierały różne przesłania na temat życia,z czasem zaczęłam je rozumieć i sprawdzały się one w rzeczywistości.Moja mama była dla mnie jak biblia z dobrymi przykazaniami,zawsze zależało jej na tym,żebym byłą dobrym człowiekiem,który nigdy się nie smuci.Sama zawsze chodziła uśmiechnięta.Czasami zastanawiałam się skąd bierze te siłę i wszystkie historie.W wolnym czasie potrafiła cieszyć się życiem jak nikt inny.Kiedy ja byłam smutna zawsze powtarzała:Nie pozwól żeby inni ludzi zatrzymywali twoje szczęście i ambicje.Rozłóż skrzydła i leć mój mały motylku!.
Nie sądzę.że po tym wszystkim mam jeszcze szansę się do tego zastosować.
Pozmywałam po obiedzie,który właściwie powinien być nazwany kolacją.Gdy skończyłam poszłam do siebie na górę.Wykapałam się i w końcu miałam odrobinę wolnego czasu by poczytać książkę.
Kiedy zaczynałam czytać trzecia stronę,mój telefon zaczął wibrować informując o nowej wiadomości.Odłożyłam książkę i sięgnęłam po niego.Na ekranie pojawiła się wiadomość
Od:nieznany 
Dobranoc Smerfetko,kolorowych snów ;)
Otworzyłam szeroko oczy.To znów ten idiota Gabe!
Do:nieznany 
Skąd masz mój numer ?-Co innego mogłam napisać?!Nie musiałam długo czekać na odpowiedź
Od:nieznany
Szkolnym sekretariat nie ma przede mną nic do ukrycia
On jest nienormalny!Włamał się do sekretariatu żeby poszukać sobie mojego numeru !?
Telefon ponownie za wibrował
Od:nieznany 
Od teraz będziemy widywać się znacznie częściej.Mam zamiar skończyć w końcu ostatni rok szkoły.Do zobaczenia,jutro czeka na ciebie miła niespodzianka ;)
Do:nieznany
Żadna niespodzianka nigdy nie będzie miła jeśli ma coś wspólnego z tobą.

Jest nowa postać w zakładce z bohaterami 

   
   

                                  Lucy

piątek, 24 października 2014

Rozdział 9

Franco POV

Rozsiadłem się na fotelu,wyciągając nogi przed siebie.Paląc cygaro myślałem o tym co zrobić z tym śmieciem Gabe'em,ale oczywiście ktoś jak zwykle musiał mi przerwać.Do ciemnego pokoju wszedł dobrze znany mi chłopak z rękami całymi w różnorakich tatuażach.Zamknął za sobą drzwi z taką siła i rozpędem,że omal nie wyleciały z futryn.
-McLewis nie jesteś w bunkrze,kiedyś te pieprzone drzwi wylecą!-wydarłem sie na całe pomieszczenie
-Szefie Gabe Sweald był dzisiaj widziany w twoim kasynie,dziwie sie,że ma w ogóle czelność jeszcze tam przychodzić-wtrącił chłopak,kompletnie ignorując moja wypowiedź
-Spokojnie Connor,mamy czas.Trzeba mu zafundować niezłe atrakcje,żeby dobrze nas zapamiętał-tłumaczyłem
-Wolałbym nieźle skopać mu tą jego przemądrzałą dupę!
Westchnąłem głośno,wstałem z fotela,podszedłem do barku i wyjąłem batonika rzucając nim w chłopaka.
-Co to ma być?-obracał w dłoni batona-Snickers?!
-Tak!Zjedz go,bo cholernie gwiazdorzysz McLewis!-on nie gardząc,otworzył batonika i uporał się z nim szybko,a ja postanowiłem kontynuować nasza rozmowę
-Sweald nie jest idiotą,ma broń i potrafi się obronić.Widziałeś co ostatni zrobił nam z Brad'em?
-Taaa można było przecedzić przez niego makaron.
-Nar razie po prostu przyglądaj się mu a na pewno znajdziemy sposób na nauczkę doskonałą.Już za wiele Sweald'ów zaszło mi za skórę i ten będzie ostatni.
Lucy POV

Wysiadłam z samochodu zabierając wypakowaną książkami torbę.Dziś czeka mnie 9 godzinne piekło.Zamknęłam drzwi auta i ruszyłam w stronę szkolnych drzwi.Na korytarzu przywitałam się z kumplami z klasy.Musiałam jeszcze iść do swojej szafki odłożyć torbę.
Wzięłam podręcznik do angielskiego z zamiarem ruszenia na lekcję ale coś,a raczej ktoś przykuł moja uwagę...Gabe.Chyba mam zwidy co on do cholery robi w naszej szkole?Zmrużyłam oczy przypatrując sie mu dokładnie,może to nie on,może tylko wzrok płata mi figle?Ale długo nie musiałam czekać na odpowiedź ponieważ chłopak jakby wyczuł,że gapię się na niego i odwrócił wzrok wprost na mnie.Od razu się uśmiechnął i pomachał ręką w moją stronę jak gdyby nigdy nic.W jednej sekundzie wróciło mi myślenie.Szybko odwróciłam się na pięcie w przeciwna stronę,udając,że go nie zauważyłam,ale on już jest obok mnie.
-Cześć Smerfetko!-przywitał się radośnie,wyglądało na to,że ma dziś dobry humor
-Nawet nie mam zamiaru pytać dlaczego tu jesteś,nie obchodzi mnie to i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego po tym jak ostatni uprzejmie chciałeś mi pomóc.
-Jak to co tu robię?Chodzę do szkoły.co prawda ze względu na wiek już nie muszę ale prawnie nadal siedzę w ostatniej klasie,więc postanowiłem,że wpadnę-powiedział zwyczajnie
-Że wpadniesz?..pff-rzuciłam skręcając w lewy korytarz do klasy,w której mam teraz zajęcia.
-Lucy nie ignoruj mnie !-krzyknął.Chwycił mnie za ramię i przyparł do ściany tak,że nie miałam jak się wyrwać.
-Lucy...Lucy...jesteś bardzo niegrzeczną i niekulturalną dziewczynką-mówił już nieco ciszej
-Jak TY niby możesz mnie pouczać-krzyknęłam skołowana
-Nie drzyj się na mnie,nie jesteś moją matką!-warknął ściskając moje ramię jeszcze bardziej,au! to bolało.
-Nie rozumiem po co za mną chodzisz skoro widocznie oboje za sobą nie przepadamy?'-spytałam
-W jednej chwili jesteś miły i zachowujesz jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi a minute później jesteś wredny i krzyczysz na mnie o byle co.-wygarnęłam mu prosto w twarz
-Jesteś gorszy niż kobieta w ciąży!-krzyczałam,na szczęście nikogo na korytarzu nie było,a może niestety?nie czułam się bezpieczna gdy w pobliżu zjawiał się Gabe.
-Puść mnie,chce iść na lekcję-prosiłam ledwie słyszalnym głosem,wole nie drażnić go bardziej bo zaraz połamie mi ręce
O dziwo od razu mnie puścił.Nic już nie powiedział.Posłał mi groźne spojrzenie i odszedł po drodze mrucząc coś o kobiecie w ciąży.


                                   Gabe




wtorek, 21 października 2014

Rozdział 8

Lucy POV

Wróciłam przemoczona do domu.Na szczęście już nigdzie po drodze nie spotkałam tego idioty Gabe'a.Wrzuciłam mokre i brudne z błota ubrania do pralki i poszłam przebrać się w suche ciuchy.W łazience starannie zmyłam rozmazany na całej twarzy makijaż i dokładnie wysuszyłam włosy suszarką.Kiedy weszłam do swojego pokoju na biurku zobaczyłam kubek z gorącą herbatą.
Uśmiechnęłam się do siebie.Pewnie dziadek Oswald zobaczył w jakim stanie wróciłam i postanowił pocieszyć mnie i wzmocnić swoją ulubioną herbatą owocową.Wcześniej,kiedy moi rodzice żyli nie utrzymywaliśmy zbytniego kontaktu z moim dziadkiem.Teraz gdy został mi tylko on,oboje staramy się nadrobić stracony czas i jakoś lepiej się poznać.
Nauka i prace domowe zajęły mi resztę deszczowego popołudnia.Wieczorem zadzwoniłam jeszcze do Harriet,żeby zapytać jak się czuje,ale ona paplała tylko jak bardzo chce poznać Gabe'a.Co z tą dziewczyną jest nie tak?!
Przed snem schodzę na dół do salonu powiedzieć dziadkowi dobranoc.Chciałam już wracać do łóżka ale on mnie zatrzymał.
-Lucy kiedy byłaś w szkole zadzwoniłem do mechanika bo widziałem,że rano miałaś problemy z samochodem-powiedział
-Taak ale nie martw się o to i tak na razie nie mam pieniędzy na naprawę usterek-westchnęłam
-Już wszystko załatwiłem Lucindo-wtrącił dziadek
-Ale jak to?!Przecież sam nie masz zbyt dużej emerytury-stwierdziłam.Ledwo wiążemy koniec z końcem żeby zapłacić wszystkie rachunki za dom.
-Przecież musisz jakoś dotrzeć do szkoły prawda?-uśmiechnął się Oswald
Dziękuję ,dziękuję tak bardzo!-krzyczałam z radości ściskając dziadka
-Dla ciebie wszystko-powiedział i odwzajemnił mój uścisk jeszcze mocniej
-Ale proszę nie nazywaj mnie Lucinda dobrze,wole Lucy w skrócie-dodałam
-Dlaczego?Przecież to takie piękne imię
-Taaaak ale czuję się wtedy jak bym miała sto tysiąc lat-zaczęliśmy się śmiać
-Dobranoc dziadku-uścisnęłam go ponownie i poszłam się położyć ale sen nie przychodził mi łatwo.
Myślałam o tym co się dziś wydarzyło.Nie wiem co myśleć o tym chłopaku ale wiem na pewno,że ma jakieś problemy a ja nie mam zamiaru w nich uczestniczyć.
Alex POV

Poprawiłem muszkę pod szyją gotowy na swoją zmianę w pracy.Dziś w kasynie było dość tłoczno i gorąco,przez co ludzie pchali się do baru jak dzikie zwierzęta,ale praca barmana przynosi mi wiele radości,a jej miejsce więcej gotówki.Kiedy czuję,że mam dobry dzień,ryzykuję i przeznaczam zarobione tu pieniądze na gry hazardowe.
Starannie i szybko wycierałem kieliszki ustawiając je na blacie baru.
-Siema-ktoś zaczął krzyczeć mi do ucha klepiąc mnie w ramię,przez co jeden z kieliszków wypadł mi z rąk rozbijając się na ziemi.
Odwracam się z zamiarem skopania dupy temu kretynowi,który mnie zaskoczył i widok osoby,na której zatrzymuję wzrok wcale mnie nie dziwi.
-Gabe!Idioto,z twojej winy potłukłem już 6 kieliszków w tym miesiącu-powiedziałem sprzątając szkło z podłogi
-Nie moja wina,że jesteś takim strachliwym ćwokiem!
-Ja po prostu nie chcę stracić roboty!Nie wszyscy mają tyle szczęścia co ty,żeby móc sobie pozwolić tylko na grę.Szkoda tylko,że to swoje szczęście wykorzystujesz w tak perfidny sposób!
-stary,no weź jakie szczęście?To raczej kwestia umiejętności!-zaczął się przechwalać
-Taa ja ci mówię,żebyś tylko uważał.Clein depcze ci po piętach,a szczęście zawsze kiedyś się wyczerpuje i kiedy twój limit na nie się skończy..to nawet ta twoją mądrość wielkości Manhattanu cię nie ocali




                                                                                                                   Alex

     
 
   

czwartek, 16 października 2014

Rozdział 7

Lucy POV

-Gabe,Gabe!-krzyczałam
-Gabe zwolnij zaraz spowodujesz wypadek!-ale chłopak chyba udawał,że mnie nie słyszy
-Jej no zobacz...jednak pamiętasz jak mam na imię?Przedtem nie przychodziło ci z łatwością-miał czelność jeszcze sobie z wszystkiego żartować
-Zwolnij cholera!Słyszysz?!-zaczęłam bić go po plecach i kopać nogami byle by tylko zwolnił.
Z łatwością mijaliśmy kolejne auta przed nami i teraz przejeżdżaliśmy przez las,skąd było jużcałkiem  blisko do mojego domu.
-Zatrzymaj się wysiadam!-krzyczałam wściekła
O dziwo chłopak mnie posłuchał i zwalniając powoli zjechał na pobocze.Natychmiast zeskoczyłam z motoru i zaczęłam okładać chłopaka  pięściami.
-Smerfetko zdecydowanie potrzebujesz psychologa-mówił spokojnie w ogóle nie wzruszony moim atakiem na jego osobę
-Obiecałeś,że nie będziesz wariował i co?!Jeszcze śmiesz nazywać mnie wariatką?-odpuściłam już sobie to rzucanie się na niego z pięściami,skoro i tak nic sobie z tego nie robi
-Po pierwsze nic nie obiecywałem,a po drugie nie nazwałem cie wariatką Lucy....może tak pomyślałem ale nie powiedziałem-uśmiechał się
-Nic o mnie nie wiesz,boję się jeździć szybko i nic ci do tego i jeśli proszę żebyśmy jechali wolno to miałeś jechać wolno!-odwracam się od niego i stanowczym krokiem zmierzam w kierunku mojego domu oczywiście cały czas towarzyszy mi deszcz
Gabe ignorując moje ckliwe wyjaśnienia jedzie powoli tuz obok mnie.
-Przepraszam-powiedział cicho,tak że ledwie to usłyszałam
Przyspieszyłam tępo zupełnie nie zwracając uwagi na jego słowa.Jeśli myśli,że tak łatwo mu odpuszczę to się grubo myli.
-Lucy,nie denerwuj mnie na litość boską  tylko wsiadaj na ten głupi motor-był wyraźnie wkurzony
Nie miałam mu już nic do powiedzenia,chciałam żeby zostawił mnie w spokoju i żeby mu to uświadomić wystawiłam w jego stronę środkowy palec.
Zaśmiał się-Smerfetko to było strasznie dziecinne
-Na co jeszcze do jasnej cholery czekasz?! Odjeżdżaj nie widzisz,że nie potrzebuje pomocy bezmózgich pajaców?A juć na pewno nigdy więcej nie wsiądę z tobą na ten motor.
Nagle mnie olśniło.Herriet mieszka bliżej niż ja.Jeszcze bardziej przyśpieszyłam i skręciłam w pierwszą boczna drogę za lasem
Ej Lucy a ty dokąd? -krzyczał za mną
-Co cię to obchodzi,spadaj!-odpowiedziałam mu głośno,żeby dobrze mnie usłyszał
Harriet POV
Siedziałam zakatarzona na kanapie pod cieplutkim kocem popijając gorącą herbatę z cytryną.Oglądałam teledyski na Esce jak zawsze gdy jestem chora.Teraz leci Rihanna ,,Only Girl".Uwielbiam wsłuchiwać się w jej barwę głosu,moim zdaniem jest świetną wokalistką.
Sielankę przerwało mi natarczywe dzwonienie do drzwi.Powoli wygramoliłam się spod koca,ubrałam kapcie i poszłam otworzyć drzwi.
Przed nimi stała Lucy....chyba to była ona.Wyglądał bardziej jak zmoknięta kupa nieszczęścia.Jej ubrania całkiem skleiły się z jej ciałem z włosów ściekała woda a twarz miała całą w rozmazanym makijażu.
-Dziewczyno,co ci się stało?-zaczęłam dopytywać przejęta jej stanem
-Sorry,że tak bez zapowiedzi zombie atakuje twój dom,ale musisz mnie wpuścić-zdjęłam z siebie przemoczona kurtkę i rzuciłam na podłogę
-Jestem chora,ale jeśli ci to nie przeszkadza,to jasne,zapraszam i tak już się wepchnęłaś
Lucy POV
-No i żeby się odczepił musiałam przyjść do ciebie i odczekać aż w końcu odjedzie-musiałam opowiedzieć Harriet całą tą historię związaną z Gebem od momentu,kiedy weszłyśmy do kasyna,aż po chwile obecną
-Czyli ten koleś nooo..Gabe?Cały czas za tobą łazi i nie chce się odczepić?A jest chociaż przystojny?-dopytywała
-Co?!Harriet ja ci tu mówię,że nie potrafię od niego uciec a tym pytasz czy jest przystojny?!
-No co?Może nie jest aż taki zły?
-Może być nawet Zac'em Efronem,co nie zmienia faktu,że przez kogoś takiego jak on można mieć tylko same problemy,a ja mam ich jak widać w nadmiarze
-Co?!Wygląda jak Zac Efron!Musisz mnie z nim poznać!-piszczała skacząc po kanapie
-Podobno jesteś chora?!I jedynie to usprawiedliwia twoje głupie myślenie,ok to ja już się będę zbierać-wstałam z kanapy zmierzając w stronę wyjścia

Łooocho dawno już nie było rozdziału ale w końcu JEST!
  
 

sobota, 4 października 2014

Rozdział 6

Lucy POV

Następnego poranka mój życiowy pech postanowił znów się uaktywnić.Zaspałam do szkoły a mój samochód jak na złość nie chciał odpalić.Nie pozostało mi nic innego jak biegnąć do szkoły pieszo.
Na korytarz wpadłam cała mokra.Moje czerwone conversy nadawały się już tylko do wyrzucenia.Wyglądałam jak zmokła kura.Szybko pobiegłam w stronę szkolnej toalety.Na szczęście pierwsza lekcja już się zaczęła i nikt na korytarzu mnie nie zobaczył.Ogarnęłam szybko moją twarz i włosy zombie.Nie chciałam pojawiać się w środku lekcji,więc postanowiłam,że pójdę dopiero na następną.Miałam jeszcze trochę czasu,żeby poprawić swój makijaż.
Przez resztę lekcji cały czas spoglądałam za okno,gdzie pogoda była nieugięta wobec mnie.Zdawało się,że mocniej już padać nie mogło.Do tego musiałam jeszcze zostać na dodatkowych zajęciach z dziennikarstwa,do których zmusiła mnie nauczycielka angielskiego.Po tym jak raz napisałam referat o środowisku stwierdziła,że taki talent nie może się zmarnować.Na zajęcia uczęszczałam tylko ja i Leo.I chodzi tutaj tylko dla tego,że jego matka jest nauczycielką,która to prowadzi i nie dała mu zbytnio wyjścia.Do tego moje kontakty z Leo są,dość dziwne.Kiedyś się we mnie podkochiwał a ja nieświadomie dałam mu kosza.Od tego czasu ostrożnie dobieramy tematy rozmów.
Po zajęciach okrutny los kazał mi znów wracać do domu na piechotę w deszczu.Harriet nie pojawiła się dziś w szkole,więc nie miałam z kim wrócić.
Miałam już dosyć mojego życia.Szłam w wolnym tempie nigdzie się nie śpiesząc.Jakoś nagle przestało mi już zależeć na tym jak wyglądam.Bardziej mokra być już nie mogłam.Co jakis czas rozpędzone auta oblewały mnie fala brudnej wody.
-Co ja takiego zrobiłam-zaczęłam krzyczeć do samej siebie.Kolejną ciężarówka znów mnie ochlapała.
-Cholera jasna!No nie!-miałam dosyć.Dlaczego to ja zawsze dostawałam po tyłku za nic
Usiadłam na chodniku i skuliłam się w kłębek.Musiałam się uspokoić inaczej zaraz rzucę się pod któreś z aut.Nagle do moich uszu dobiegł warkot motocykla,który nie przejechał dalej,tylko zatrzymał się tuż przed moimi nogami.
Podniosłam głowę i zobaczyłam przede mną Gabe'a
-Szczęście dziś ci sprzyja smerfetko,rycerz na...czarnym koni przyjechał cie ocalić!-zaśmiał się głupawo,co w jego wypadku było normą
-Szczęście?Jakie szczęście?!Krowy są bardziej szczęśliwsze ode mnie a i tak kończą jako hamburgery
-Nie rozumiem cię ...
-Ale wiesz co?Coś z rycerza to ty faktycznie masz!-uśmiechnęłam się sztucznie
-No jasne!Szlachetność,honor..uczciwość to może nie do końca-zaczął wymieniać po kolei
-Nie,masz zakuty łeb !-roześmiałam się
-Och,zraniłaś moje biedne uczucia..-powiedział płaczliwym głosem chwytając się w miejscu serca
-Ale ponieważ mam dziś dobry dzień...to nie odjadę obrażony zostawiając cie tutaj.Wsiadaj!
-Mam jechać z tobą na motorze?!-pytałam z niedowierzaniem
-Nie zrobię tego.Boję się-przyznałam szczerze
-Ja  nie gryzę ale,ale głodne wilki które mieszkają w tym lasku ?O nich nie mam tego samego zdania
-Jedziesz powoli i żadnych popisów-krzyknęłam wsiadając niezgrabnie na motor nie wiedząc do końca co mam zrobić z rękoma
-Radził bym ci się czegoś chwycić-burknął
Noo..no ale czego?
Nie czekając na moja reakcję chwycił szybko od tyłu moje ręce i oplótł je sobie wokół tłowia.Odpalił silnik i odjechaliśmy.
Nie zaprzeczę,że czułam się niezręcznie w tej sytuacji,ale jemu najwidoczniej w ogóle to nie przeszkadzało.Z drugiej strony mówiąc szczerze mogłam tak jechać na koniec świata.Mimo,że byłam cała mokra to było mi tak ciepło i miękko wtulając się w chłopaka.
-Yyy...Lucy?Lucy?!-wyrwał mnie z osłupienia
-Zaraz mnie udusisz,możesz mnie tak nie ściskać?
-Przepraszam,ja nie..nie chciałam to to tylko tak przypadkowo-zaczęłam gorączkowo się tłumaczyć
-Spokojnie nie wariuj tak-uspokoił mnie
Gabe znacznie przyśpieszył,nabierając niebezpiecznej prędkości,której tak się bałam




        

niedziela, 28 września 2014

Rozdział 5

Lucy POV

Ubrałam się w piżamę z mojej ulubionej bajki z dzieciństwa,zrobiłam sobie ciepłe kakao i usiadłam w moim pokoju na dużym parapecie.Miałam stąd widok tylko na dom obok.Mieszkała w nim samotna babunia,uwielbiam jej pomagać kiedy mam czas.Ona zawsze jest uśmiechnięta i potrafi rozbawić innych mimo to,że straciła w życiu wszystkich,których kochała.....prawie tak jak ja.Chciała bym być tak silna jak ta babunia.Po wypadku,w którym podobno zginęli moi rodzice nie potrafiłam sobie poradzić.Miałam straszną depresję.Za parę dni minie trzecia rocznica ich śmierci a ja dopiero nie dawno skończyłam swoje wizyty u psychologa.Nie lubię wracać myślami do dnia w którym dowiedziałam się,że nie mam już nikogo.Moi rodzice zginęli w dziwnych okolicznościach ponieważ w doszczętnie spłoniętym samochodzie nie znaleziono ciał moich rodziców ale po kilku tygodniach uznano,że musieli całkowicie spłonąć w aucie.Do dziś w to nie wierzę.
Z rozmyślań wyrwało mnie dzwonienie do drzwi.Trochę się zaniepokoiłam,było już po 23.Mój dziadek bierze bardzo silne leki nasenne,więc jeśli zasnął to obudzi się dopiero rano.
Zeskoczyłam z parapetu i zbiegłam na dół po schodach by otworzyć drzwi.Na moim ganku zobaczyłam chłopaka,TEGO chłopaka z kasyna.Opierał się o balustradę uśmiechając się głupawo w moją stronę.
-O nie,znów ty?!Nie zrozumiałeś mnie,że nie szukam problemów?
Chłopak jakby w ogóle nie usłyszał co do niego mówię
-Serio?Piżamę też masz w smerfy?
Nie uzyskując mojej odpowiedzi wstał i z mniej przyjazną miną podszedł bardzo blisko mnie i powiedział cicho
-Myślisz,że jest mi na rękę latanie za jakąś głupią fanką Disney'a?
Bałam się odpowiedzieć.Teraz wcale nie żartował a ja nie miałam zamiaru testować jego wytrzymałości.Wiem na co stać ludzi takich jak on.Milczałam
-Przyniosłem tylko twoje pieniądze,które wygrałaś w kasynie.Trochę zajęło mi szukanie gdzie mieszkasz,ale okazuje się,że mogłem sobie to darować bo pannę Smerfetkę zupełnie to nie interesuje
-Jaaa..przepraszam nie widziałam...-próbowałam się jakoś wytłumaczyć,było mi głupio,że tak na niego naskoczyłam
Nic już więcej nie powiedział.Odsunął się i wyjął zza kurtki grubo wypełnioną kopertę.Wcisnął mi ją do reki,po czym odwrócił się zmierzając w stronę ulicy.Dopiero teraz zauważyłam,że przyjechał  na czarnym motorze,który zlewał się z nocą.
-Czekaj!-zawołałam
-Weź je,weź te pieniądze-prosiłam idąc w jego kierunku
On zrobił niezrozumiałą minę
-Jak to,nie chcesz ich?Są twoje wygrałaś je,na pewno ci się przydadzą
-Nie.Miałam przez nie same problemy,ale jeśli pomogą uregulować ci twoje długi to są twoje,nie pytaj skąd wiem...po prostu je weź
-Jej..dzięki smerfetko,dobreee z ciebie dziecko-zaśmiał się
-Jestem Lucy!-ja też się zaśmiałam
-No przecież wiem,ale smerfetka bardziej pasuje
-Niby skąd wiesz,nie mówiłam ci jak mam na imię?
W tym mieście nie jesteś dla mnie żadną zagadką Lucy Castle
-To niesprawiedliwe,ja nic o tobie nie wiem
-Nie ukrywaj,że Lila nic ci nie powiedziała.Jeśli sądzisz,że nie wiem co gadają o mnie inni...mylisz się-wsiadł na motor z powrotem chowając kopertę
-Nie wierze w gadanie innych-szepnęłam sama do siebie
-To dobrze smerfetko
Odpalił motor i już go nie było...

Trochę krótki ale jest 
Jeśli choć trochę ci się podobało zostaw komentarz 
To do środy!   

środa, 24 września 2014

Rozdział 4

Lucy POV

-No nie!No nie!No nie!Zaraz przegram całą moją wypłatę-byłam zrozpaczona.O co chodzi w tej głupiej grze?
Harriet radziła sobie znacznie lepiej.Przez całe życie to ona była zawsze bardziej zaradna ode mnie.Wszystko przychodzi jej z taką łatwością.Ja za to wiecznie mam pod górkę.
Lila,dziewczyna,która w skupieniu analizowała swoje karty nagle wbiła we mnie swoje wręcz palące od złości spojrzenie.O co jej chodzi?Przed chwilą była dla mnie miła,nic jej nie zrobiłam.Chwile później zorientowałam się,że nie patrzy na mnie,tylko na osobę stojącą niecałe 5 milimetrów za mną.
Nie odwróciłam się by sprawdzić kto to.Byłam zbyt sparaliżowana nagłym,bliskim kontaktem z osobą,której najprawdopodobniej nie znam i nie mam ochoty poznawać.Wiedziałam,że na pewno nie była to kobieta,ponieważ rozprzestrzeniający się mocny zapach męskich perfum aż podrażnił mój nos.Mężczyzna przysunął się jeszcze bliżej mnie,przez co byłam przyciśnięta do stołu
-Księżniczka nie umie grać? -zakpił cicho
No świetnie.Wiedziałam,że nie wyjdę stąd tak szybko jak planowałam.Byłam wkurzona  bezczelnym zachowaniem tego idioty.Niepewnie odwróciłam się w jego stronę.Zobaczyłam chłopaka,mniej więcej w moim wieku.Miał ciemne włosy,które były postawione do góry na żelu i piękne brązowe oczy,które mogły zabić spojrzeniem.
-To powinno być karalne!-pomyślałam dlaczego nie wszyscy ludzie mogą wyglądać tak perfekcyjnie
-Też tak sądzę...-zaśmiał się chłopak
-Co,niby co sądzisz?-powiedziałam to na głos czy jak?
-Oj już się nie ośmieszaj słonko,wiem co miałaś na myśli-poruszył zabawnie brwiami
-Masz dobre karty ale nie wiesz co z nimi zrobić,pierwszy raz w to grasz czy jak?-cały czas się ze mnie naśmiewał
-Uwierz mi jeśli mogła bym wybrać pomiędzy skoczeniem z mostu a przyjściem tutaj....nie było by mnie tu teraz

Alex POV

Nalewając kolejnemu klientowi drinka spostrzegłem,że pojawił się tu dziś również Clein. Gabe wisi temu frajerowi spora sumę pieniędzy a dziś kończy się termin spłaty.Lepiej,żeby się tutaj nie spotkali.Franco to nieobliczalny typ.Siedzi w czarnych interesach od samego początku swojego życia.
-Will zastąp mnie na chwilkę zaraz wracam,muszę coś załatwić
Przeskakując przez bar zacząłem szybko rozglądać się w poszukiwaniu Gabe'a
-Ooo nie.. tylko nie to-pisnąłem jak małe dziecko
Zanim zdążyłem go odnaleźć on znalazł go pierwszy.

Gabe POV

-Teraz wyłóż tą,a potem tamtą.Może nie stracisz wszystkich pieniędzy-mruknąłem
-Dzięki.Naprawdę,nie jestem w tym najlepsza-odparła jakby siląc się na odrobinę miłych słów w moją stronę.
Odchodziłem od stołu,gdy ktoś nagle bez uprzedzenia przywalił mi pięścią w twarz.Zatoczyłem się do tyłu ale na szczęście nie straciłem równowagi.To co zobaczyłem wcale mnie nie zdziwiło.
-Clein?!To znowu ty?Czego ode mnie chcesz?-to było głupie pytanie,wiadomo,że chciał swoją forsę
-Nie strugaj idioty Sweald.Gdzie są moje pieniądze?-przy każdym następnym słowie podchodził coraz bliżej mnie tracąc przy tym cierpliwość
Nie zamierzałem czekać aż znów mi przyłoży.

Lucy POV 

Powoli opanowywałam moją sytuację w grze.Pomógł mi.... No właśnie,nawet nie spytałam jak ma na imię.Trudno,i tak już więcej się nie spotkamy w tym miejscu.
Nagle po całym kasynie rozległy się strzały.Racja..przecież Lucy Castle zawsze ma pecha i trafia w sam środek bagna.
-Świetnie!Gabe znów wpakował się w jakieś szatańskie interesy-Powiedziała znudzonym tonem Lila
-Który to Gabe?-spytałam zaciekawiona
-Ten co się tu koło ciebie kręcił,zmienia dziewczyny częściej niż skarpetki a jego wszystkich przekrętów nawet kasa fiskalna by nie zliczyła.Krócej mówiąc skończony idiota.Jeśli nie chcesz mieć problemów trzymaj się od niego z dala.Mówi to ktoś,kto przekonał się jaki potrafi być Gabe Sweald
Przez pomieszczenie padało coraz więcej strzałów.Barmanki i inna obsługa kasyna zaczęła uciekać.
-Lucy!Dziewczyno spadajmy stąd to jakieś miejsce dla psycholi.Zadanie już wykonałaś,chodź!-krzyczała Harriet,chyba nigdy nie widziałam jej tak bardzo wystraszonej.Nie bała się wyzwań,ale wszelka przemoc i broń sprawiały że stawała się jak ja.
Bez zastanowienia zaczęłyśmy biec w stronę wyjścia.Wiedziałam,że ta historia z kasynem nie skończy się dobrze.


Jeśli choć trochę ci się podobało zostaw komentarz
To do następnego ;* 













sobota, 20 września 2014

Rozdział 3

Lucy POV

Na kartce pisały cztery krótkie słowa Wejdź do kasyna.Zagraj!Analizowałam ten tekst dziesięć razy,przyswajając,co tak naprawdę mam zrobić.Nigdy nie byłam w kasynie ale słyszałam wiele plotek o tym niebezpiecznym miejscu.Podobno grają tam tylko miejscowi gangsterzy.Wszyscy inni maja na tyle oleju w głowie by nie zapuszczać się w to miejsce.kiedy wejdziesz do środka,wychodząc nie będziesz już tą samą osobą.Przyznaję,bałam się i to strasznie ale nie miałam wyjścia.Przysięga to przysięga.Z drugiej strony to była moja szansa,na pokazanie wszystkim łącznie z Harriet,że nie jestem ofiarą.Przełknęłam głośno ślinę i w końcu odezwałam się odważnie
-Dobrze,zrobię to,tylko kiedy?-z każdym słowem czułam,jak moja pewność siebie gdzieś znika
-Jutro wieczorem,możesz tam iść od razu po pracy-powiedziała Britney 
-Pójdę z nią,jako świadek no i...towarzystwo do gry!-rzuciła odważnie Harriet

Dochodziła już godzina dwudziesta co oznacza,że zaraz kończę swoją popołudniową zmianę w barze Street.Harriet czekała już na mnie przed drzwiami.Jej blond loczki świetnie komponowały się z czarną skórzaną kurtką ze złotymi zamkami.Spodnie również były skórzane,na nogach miała botki na wysokim obcasie ze sterczącymi ćwiekami.Ja wyglądałam przy niej jak dziecko które właśnie wyskoczyło z kreskówki.Moda nigdy nie była dla mnie czymś,do czego przywiązywałam dużą wagę.
Wzięłam jeszcze moją dżinsową kurtkę z wieszaka i skierowałam się z moja przyjaciółką w miejsce do którego nie weszłabym nawet w najgorszych koszmarach.
Casino Millo.Mój najgorszy koszmar nie okazał się aż tak straszny.Mogłam się spodziewać że historie o tym miejscu były dość mocno koloryzowane przez ludzi,którzy tak naprawdę nie byli nawet w pobliżu tego miejsca.Wchodząc do środka nie dało się zignorować mocnego zapach tytoniu.Wnętrze było całe w dymie.Naprawdę nikomu to nie przeszkadzało?! Od strony baru,w którym był duży wybór napojów alkoholowych dochodziła głośna muzyka,Którą co jakiś czas zagłuszał dźwięk jednej z gier.Nie było dziś wielkiego tłumu.Prócz nas była tu tylko jedna dziewczyna,reszta to sami faceci.Chyba grali w pokera,oczywiście na pieniądze.Dziewczyna była w tym całkiem niezła,ponieważ to ona miała na razie największą sumę zgromadzonych pieniędzy.

Gabe POV

Postawiłem swoje włosy na żelu,szykując się na conocny wypadu do kasyna.Modliłem się by szczęście mi dopisało.O ile pamiętam,dziś mija termin spłaty mojego długu u Cleina.Nauczka na przyszłość:Nigdy więcej nie pożyczaj pieniędzy od tego frajera.Ten gość ma świra na punkcie swojej forsy.Co drugi dzień wysyłał do mnie swoich ludzi z ,,przypomnieniem",że termin spłaty niedługo minieeee.I jak nie oddam forsy na czas to mogę zacząć kopać sobie dół.
W kasynie zawsze towarzyszy mi Alex mój najlepszy przyjaciel.Od roku wynajmujemy razem jedno mieszkanie,odkąd przez moje problemy z różnymi uzależnieniami rodzinka wyparła się mnie i wykopała z domu.Alex pozwolił mi mieszkać u siebie,pod warunkiem,że będę regularnie dorzucał się do rachunków.Pomógł mi w chwili,gdy było już ze mną naprawdę źle.Odnalazł też we mnie moją życiowa pasję,jaką jest gra na fortepianie.Tak wiem,nikt by się nie spodziewał,że ktoś taki jak ja może mieć pasję małej dziewczynki zamkniętej w sobie ale granie sprawia,że czuję się spokojnie,nie mam wtedy żadnych problemów.Tak jakby nigdy ich nie było i nigdy nie będzie.
W kasynie nie było dziś zbytniego tłoku.Ta sama dobrze mi znana ekipa grała w pokera,wśród nich Lila Herbriter.Naprawdę nie wiem jak to się stało że ostatniej nocy obudziłem się u niej w łóżku.Ale....nie pierwszy i nie ostatni raz.Były tu dziś również dwie dziewczyny,których nigdy wcześniej tu nie widziałem.Jedna z nich wyglądała jakby należała do jakiegoś gangu motocyklowego.Druga natomiast wyglądem przypominała dziecko które uciekło z przedszkola.Jej głupawa koszulka z wielkim smerfem aż prosiła się,żeby wyrzucić ją do kosza.Dziewczyna wyglądała jakby nie chciała tu przebywać.W grze w pokera też nie była najlepsza.Jak nic nie zrobi,to zaraz straci wszystkie pieniądze,które postawiła.Po cholerę tu przyszła skoro nie umie grać w najprostszą z gier w tym kasynie?Pomogę jej trochę...i przy okazji po wkurzam tą wariatkę Lilę,która była by zazdrosna o każdą rzecz,która do niej nie należy,nawet o psa sąsiada.

Kolejne rozdziały będę dodawała w środy i soboty
Jeśli choć trochę ci się spodobało zostaw komentarz to motywuje
Do następnego...;*
  


środa, 17 września 2014

Rozdział 2

Lucy POV

-To pewnie Peter,zapomniałam ci powiedzieć,że chciał żebym poszła z nim na tą imprezę a wiesz,że ja chłopakom nie odmawiam.Szczególnie takim jak Peter!-Harriet zrobiła maślane oczy
Rozdrażniona faktem,że moja przyjaciółka znów wystawia mnie do wiatru poszłam otworzyć drzwi.
Moim oczom ukazał się Peter ze swoim nienagannym wyglądem.Każda dziewczyna cieszyłaby się,że szkolna gwiazda koszykówki stoi przed drzwiami jej domu.Ale nie ja.
-Cześć  Lu...Lucy no nie?
Taaa-nie przejęłam się zbytnio faktem,że nie do końca wiedział jak mam na imię
-Jest u ciebie Harriet?Miałem tu po nią przyjechać
-Jestem jestem!-dziewczyna wyskoczyła zza moich pleców i rzuciła się na Petera
-Lucy jedzie z nami?-zapytał niepewnie chłopak
-Taaak,gdyby nie ja w ogóle nie ruszyła by się z domu i siedziała na kanapie oglądając jakiś nudny film
Peter zrobił krok do tyłu i wyrecytował grubym,poważnym głosem
-A więc księżniczki,ładujcie tyłeczki do auta!
Harriet tylko zachichotała,po czym pociągnęła mnie w stronę samochodu i wepchnęła  na tylne siedzenie,tylko po to by zaraz później przejść na przód obok Petera.Ten koleś działa mi na nerwy a szczególnie jego głupie i nieodpowiednie teksty.Może Harriet to nie przeszkadza ale ja nie mam zamiaru przymykać oka,kiedy on woła do mnie tak,jakby gonił krowy na pastwisku.Skrępowana tą niezbyt dla mnie komfortową sytuacja piątego koła u wozu chciałam jak najszybciej znaleźć sie na imprezie.Po chwili wjechaliśmy już na ulice gdzie mieszkała Britney.Muzykę dochodzącą z domu dało się już słyszeć w aucie.Widać,że rodzice tej dziewczyny wyjechali na dłużej inaczej nie mogła by sobie pozwolić na taka imprezę.Kiedy wjechaliśmy na podjazd Harriet wyskoczyła z auta,chwyciła Parkera za rękę i poszli się przywitać z innymi.Ja również powlekłam się za nimi.

Gabe POV

Obudziłem się w domu Lil Herbriter.Nie do końca wiem jak to się stało  aleee korzystając z okazji,że teraz jej tu nie ma wymknąłem się przez okno opuszczając jak najszybciej posesję.Na dworze było chłodno i robiło się ciemno,co oznaczało,że spałem jak zabity przez cały dzień.Skręciłem w ulice gdzie znajduje się kamienica w której mieszkam.Szukałem  telefonu w swojej skórzanej kurtce,gdy nagle ktoś niespodziewanie przyparł mnie do muru.
-Co jest?!-krzyknąłem rozdrażniony,że jakiś dupek w czarnej bluzie z kapturem nasuniętym na głowę  zaciskający rękę na moim gardle ma zamiar jeszcze bardziej uprzykrzyć moje wystarczająco popaprane życie
-Dobrze wiesz o co chodzi,mój szef nie znosi jeśli ktoś nie spłaca długów na czas a o ile mi wiadomo twój jest dość spory-wymamrotał jeszcze bardziej zaciskając uścisk
-Może byś mnie tak oświecił kto cię przysłał mnie nastraszyć!-co za palant...myśli że tylko u jego szefuncia mam jakiś dług?
-Franco Clein,coś ci to mówi?
No nie a więc o tego frajera mu chodziło.Szybko jednym mocnym ruchem odskoczyłem od ściany i teraz to ja trzymałem go za gardło.
-Powiedz swojemu szefowi,że ze mną umawiał się do końca tygodnia,zapewnij go,że do tego czasu zdążę go zaszczycić swoją jakże ważną osobistością.

Lucy POV

Siedziałam na kanapie przyglądając się wszystkim tańczącym parą na parkiecie,zamówiłam sobie drinka pomarańczowego.Przyjemne ciepło rozchodziło się po moim ciele za sprawą niewielkiej ilości alkoholu.
Po godzinie 3 w nocy ludzie zaczęli opuszczać dom,ci którzy zostali na noc,w tym przypadku ja,Harriet kilka innych dziewczyn oraz kuzyn i brat Britney.Ktoś rzucił bardzo głupi pomysł żebyśmy zagrali w wyzwania.Nie znoszę tej gry jest głupia a czasem i niebezpieczna.Należy zgasić światła,zapalić świece,napisać ekstremalne i głupie wyzwania dla innych osób a na koniec złożyć przysięgę,że nie wyprze się wykonania zadania które się wylosowało.Po wykonaniu wszystkich niezbędnych czynności usiedliśmy w kręgu.Chciałam jakoś się wymigać od gry ale Harriet mi to uniemożliwiła.Butelka się potoczyła i jako pierwszego wybrała brata Britney.Chłopak wyjął jedno z wyzwań i przeczytał na głos
-Pocałuj Laurę Knight,co? Nie zrobię tego!
-Nie masz wyjścia-wyśmiała go siostra
-Okej,dam radę,w sumie nic trudnego,zrobię to,jutro w szkole na dużej przerwie!
-Hehehe oj powodzenia stary-poklepał go chłopak obok
Butelka potoczyła się ponownie i tym razem wybrała.....mnie.Korek butelki był skierowany prosto na mnie.
Niepewnie wyjęłam z miski jedną z kartek,rozwinęłam i wtedy zobaczyłam coś po czym mogłam stwierdzić już teraz,że nie wyjdę cało,nie ja.

Biedna Lucy,że też trafiło na nią.Przed nią zadanie o którym nawet nie śniła w najgorszych koszmarach.Sądzicie że da radę?
Jeśli chcesz być informowany o rozdziałach na bieżąco wejdź na zakładkę informowani zostaw swoją nazwę a na pewno żaden rozdział cie nie ominie.
Jeśli choć trochę ci się podobało zostaw tu swoją opinie to motywuje ;*
  
 
  

sobota, 13 września 2014

Rozdział 1

Lucy POV

-Dziadku wychodzę do szkoły!Nie zapomnij wziąć tabletek!-krzyknęłam na pożegnanie
-Moja kochana Lucy,jak zwykle zabiegana ale o wszystkim pamięta-powiedział swoim ochrypłym głosem wypuszczając dym fajki
Oswald był nałogowym palaczem,co nie sprzyjało jego przewlekłym chorobą płuc.Twierdził,że jak trzeba będzie to śmierć i tak po niego przyjdzie.
Przejęta dzisiejszym sprawdzianem odpaliłam moje srebrne audi i ruszyłam w stronę szkoły.Po drodze,jak zawsze zgarniam jeszcze Harriet moją najlepszą przyjaciółkę.
Stojąc pod jej domem już dobre 10 minut w końcu zobaczyłam roześmianą blondynkę biegnącą w kierunku mojego samochodu.Harriet jest typem szalonej dziewczyny,która niczym się nie przejmuje,ale ma jedną wadę.Zawsze się spóźnia.
-cześć Lu słyszałaś już super newsa?
-Nie...ale jestem pewna,że zaraz mnie oświecisz-powiedziałam wykazując moje zerowe zainteresowanie
-Dziś wieczorem jest impreza z nocowaniem u Britney!-piszczała z podekscytowania
Nie mogę,nie mam czasu.Obiecałam że pojadę z dziadkiem na zakupy.
-Oj no weź!To tylko dziadek,jutro pójdziecie na zakupy
-Tylko dziadek?!Harriet przecież wiesz że to mój jedyny żyjący krewny
-Ok w takim razie ja go zapytam,jestem pewna,że jeśli dowie się o co chodzi na pewno pozwoli ci iść.Lucy Castle zawsze byłaś strasznym cykorem i nic tego nie zmieni.
Po ciężkim dniu w szkole czekała mnie jeszcze prac w barze Street gdzie jestem kelnerką.nie jest on daleko od szkoły.przez co od razu kończąc lekcje mogę tam jechać.Samochodem trwa to zaledwie 5 minut.Uroki małego miasteczka Hanford.Pozornie nie dostrzeżesz tu żadnego niebezpieczeństwa,lecz są tu zaułki,w których nie znajdziesz nic prócz problemów związanych z tamtejszymi kasynami.
Oczywiście ja,jak to ja Lucy,nad która ciąży życiowa klątwa codziennie muszę przechodzić tamtędy do pracy.Bar został założony w miejscu gdzie oczywiście alkohol i jedzenie sprzedają się najlepiej w tym wypadku na końcu słynnego zaułka hazardu.Wiedziałam na co się piszę zatrudniając się tam ale nie miałam wyjścia.Emerytura mojego dziadka nie wystarcza na utrzymanie domu,a po niewyjaśnionej śmierci moich rodziców....było już tylko gorzej.
Prace w Street kończę o 19 gdy zapada już zmrok.Codziennie wychodzę stąd modląc się o to by nie natrafić na jakąś bójkę przed kasynem.Pare razy zdarzyło mi się być świadkiem jak policja musiała interweniować by pewien mężczyzna nie został pobity na śmierć.Mimo to policja jest tu rzadkością,
wiedzą co wyprawia się w tym zaułku ale są zbyt leniwi by raz na zawsze zrobić z tym porządek w Hanford.
Kiedy przyjechałam do domu zastałam pod drzwiami Harriet z sukienkę która obiecała mi pożyczyć
weszłyśmy do środka i szybko zaczęłyśmy szykować się na imprezę.
Dwie godziny później wyglądałyśmy z Harriet jak dwie księżniczki wyrwane z jakiejś baśni.
Moja przyjaciółka ma wiele zainteresowań,najprzydatniejszym jest jej znakomita znajomość trendów w modzie.Potrafi nawet z ogra zrobić jednorożca.
Przejrzałam się w lustrze.Moje ciemne lekko kręcone włosy opadały na ramiona.Sukienka Harriet była idealna,była z koronkowego materiału i miała miętowy odcień.Zrobiłam jeszcze lekki makijaż i byłam gotowa.Harriet tez wyglądała niczego sobie.Włosy upięła w staranny kok.Miała na sobie obcisłą,czerwoną i moim zdaniem trochę za krótką czerwoną sukienkę.Obie włożyłyśmy czarne szpilki i zrobiłyśmy sobie jeszcze selfie na pamiątkę.Kiedy miałyśmy już wychodzić z drzwi zaczęło dobiegać głośne pukanie.  
   
                                                                                 
                                                           

                           

Rozdział przejściowy ale konieczny myślę że nie wyszedł aż tak źle.
W następnych będzie też opisane życie z perspektywy Gabe'a .
Kolejne rozdziały będę starała się dodawać co trzy,cztery dni. 
Jeśli choć trochę ci się spodobało zostaw komentarz,to motywuje ;*

czwartek, 11 września 2014

                                                                         Prolog


 Siedemnastoletnia Lucy Castle jest zwyczajną dziewczyna.Ma dobre oceny i oddanych przyjaciół.Jedna noc i jedno głupie zadanie sprawia,że musi postąpić wbrew wszystkim zasadą jakich nauczono ją w domu.
  Gabe Sweald jest chłopakiem,dla którego życie to ciągła zabawa.Kasyno jest jego nałogiem.Rodzina wyparła się go przed laty.Jedyną rzeczą jaką naprawdę kocha w swoim mrocznym życiu to gra.Nie w kasynie.Gra na fortepianie,jest dla niego jak bilet do lepszego świata,gdzie nie ma problemów z długami i policją.Czy spotkanie z Lucy zmieni jego jego zapatrywanie na rzeczywistość.
  Nie wszystkie anioły wychodzą cało w starciu z diabłem