wtorek, 21 października 2014

Rozdział 8

Lucy POV

Wróciłam przemoczona do domu.Na szczęście już nigdzie po drodze nie spotkałam tego idioty Gabe'a.Wrzuciłam mokre i brudne z błota ubrania do pralki i poszłam przebrać się w suche ciuchy.W łazience starannie zmyłam rozmazany na całej twarzy makijaż i dokładnie wysuszyłam włosy suszarką.Kiedy weszłam do swojego pokoju na biurku zobaczyłam kubek z gorącą herbatą.
Uśmiechnęłam się do siebie.Pewnie dziadek Oswald zobaczył w jakim stanie wróciłam i postanowił pocieszyć mnie i wzmocnić swoją ulubioną herbatą owocową.Wcześniej,kiedy moi rodzice żyli nie utrzymywaliśmy zbytniego kontaktu z moim dziadkiem.Teraz gdy został mi tylko on,oboje staramy się nadrobić stracony czas i jakoś lepiej się poznać.
Nauka i prace domowe zajęły mi resztę deszczowego popołudnia.Wieczorem zadzwoniłam jeszcze do Harriet,żeby zapytać jak się czuje,ale ona paplała tylko jak bardzo chce poznać Gabe'a.Co z tą dziewczyną jest nie tak?!
Przed snem schodzę na dół do salonu powiedzieć dziadkowi dobranoc.Chciałam już wracać do łóżka ale on mnie zatrzymał.
-Lucy kiedy byłaś w szkole zadzwoniłem do mechanika bo widziałem,że rano miałaś problemy z samochodem-powiedział
-Taak ale nie martw się o to i tak na razie nie mam pieniędzy na naprawę usterek-westchnęłam
-Już wszystko załatwiłem Lucindo-wtrącił dziadek
-Ale jak to?!Przecież sam nie masz zbyt dużej emerytury-stwierdziłam.Ledwo wiążemy koniec z końcem żeby zapłacić wszystkie rachunki za dom.
-Przecież musisz jakoś dotrzeć do szkoły prawda?-uśmiechnął się Oswald
Dziękuję ,dziękuję tak bardzo!-krzyczałam z radości ściskając dziadka
-Dla ciebie wszystko-powiedział i odwzajemnił mój uścisk jeszcze mocniej
-Ale proszę nie nazywaj mnie Lucinda dobrze,wole Lucy w skrócie-dodałam
-Dlaczego?Przecież to takie piękne imię
-Taaaak ale czuję się wtedy jak bym miała sto tysiąc lat-zaczęliśmy się śmiać
-Dobranoc dziadku-uścisnęłam go ponownie i poszłam się położyć ale sen nie przychodził mi łatwo.
Myślałam o tym co się dziś wydarzyło.Nie wiem co myśleć o tym chłopaku ale wiem na pewno,że ma jakieś problemy a ja nie mam zamiaru w nich uczestniczyć.
Alex POV

Poprawiłem muszkę pod szyją gotowy na swoją zmianę w pracy.Dziś w kasynie było dość tłoczno i gorąco,przez co ludzie pchali się do baru jak dzikie zwierzęta,ale praca barmana przynosi mi wiele radości,a jej miejsce więcej gotówki.Kiedy czuję,że mam dobry dzień,ryzykuję i przeznaczam zarobione tu pieniądze na gry hazardowe.
Starannie i szybko wycierałem kieliszki ustawiając je na blacie baru.
-Siema-ktoś zaczął krzyczeć mi do ucha klepiąc mnie w ramię,przez co jeden z kieliszków wypadł mi z rąk rozbijając się na ziemi.
Odwracam się z zamiarem skopania dupy temu kretynowi,który mnie zaskoczył i widok osoby,na której zatrzymuję wzrok wcale mnie nie dziwi.
-Gabe!Idioto,z twojej winy potłukłem już 6 kieliszków w tym miesiącu-powiedziałem sprzątając szkło z podłogi
-Nie moja wina,że jesteś takim strachliwym ćwokiem!
-Ja po prostu nie chcę stracić roboty!Nie wszyscy mają tyle szczęścia co ty,żeby móc sobie pozwolić tylko na grę.Szkoda tylko,że to swoje szczęście wykorzystujesz w tak perfidny sposób!
-stary,no weź jakie szczęście?To raczej kwestia umiejętności!-zaczął się przechwalać
-Taa ja ci mówię,żebyś tylko uważał.Clein depcze ci po piętach,a szczęście zawsze kiedyś się wyczerpuje i kiedy twój limit na nie się skończy..to nawet ta twoją mądrość wielkości Manhattanu cię nie ocali




                                                                                                                   Alex

     
 
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz