Przechadzałem się spokojnie parkową alejką nie myśląc o niczym.Słońce mocno dziś piekło a brak jakiegokolwiek wiatru powodował niemiłosierny upał.Dochodziło południe.Postanowiłem że wrócę do domu by po uprzykrzać życie mojemu kochanemu przyjacielowi.Przeszedłem przez pasy i skręciłem w boczną ulicę.Nie mieszkaliśmy w żadnej z wypasionych dzielnic zajmując jedynie małe mieszkanko w niewielkiej kamienicy.Tylko na takie było nas stać.Nie byłem człowiekiem,któremu by to przeszkadzało.Nie potrzebowałem zbyt wielkich luksusów,na tym etapie byłem szczęśliwy,że w ogóle mam gdzie przenocować swój tyłek.
Przekręciłem klucze,wszedłem do mieszkania i zauważyłem coś...dziwnego?W przedpokoju na kafelkach była wielka żółta kałuża.
-Alex?Możesz łaskawie ruszyć dupę i wytłumaczyć mi co do cholery jest na naszej podłodze?!-krzyczałem zirytowany,choć przyznaję,że ta sytuacja nieco mnie śmieszyła.Alex przyczłapał w wolnym tempie uśmiechając się od ucha do ucha.Zjechał wzrokiem na podłogę i głośno wybuchnął śmiechem
-Co to jest?-pytam ponownie wskazując rękami na kałuże
-Nie jestem ekspertem ale wydaje mi się,że to po prostu siki-wykrztusił dławiąc się śmiechem
-Siki?-spytałem zirytowany
-Siki-potwierdził opanowując już nieco swój nagły przypływ głupawki
-Rozumiem,czyli zsikałeś się na podłogę?Alex prosiłem,żebyś tego nie robił-powiedziałem słodkim głosem z odrobina współczucia,skoro on nic sobie z tego nie robił,to dlaczego to ja miałem być tym przyzwoitym
-Haha bardzo śmieszne,ale to nie..-zanim dokończył do pokoju wbiegł mały piesek,który zaczął obskakiwać chłopaka.Otworzyłem szeroko oczy.
-Pogięło cię!Skąd wziąłeś tego psa?-nie mogę w to uwierzyć.Ledwie starczało nam pieniędzy na utrzymanie samych siebie a on jeszcze sprowadza do domu tego nosiciela kleszczy.
Chłopak ignorując moje pytanie wziął psa na ręce i zaczął mocno tulić.
-No nie mów,że nie jest uroczy-pisnął słodko,jak dziewczynka,która własnie dostała swój wymarzony prezent gwiazdkowy.
-Jak masz zamiar utrzymać tego sierściucha?-miałam już naprawdę dość tej dziwnej sytuacji i zadawania pytań,na które częściowo i tak nie uzyskuje odpowiedzi.
-Dostałem nowa robotę,potrafię się dobrze ustawić stary.Już nie będziemy mieszkać w tej kajutce.
-Dostałeś pracę,czy wygrałeś w totolotka ?-przyznaję,byłem nieco zdziwiony.Albo zgłupiał albo szczęście w końcu się do nas uśmiechnęło.
-od dzisiaj będę uczył w szkole muzycznej gry na wielu instrumentach,kto by pomyślał,że moje wykształcenie ze szkoły muzycznej może zaważyć nad tym,że będę teraz żył jak pączek w masełku -potarł ręce i zamknął oczy rozmarzając się w swojej nowej przyszłości,lepszej przyszłości
-Nie przesadzaj,ile możesz tam zarobić-zapytałem z odrobina kpiny.Musiałem sprowadzić go na ziemie,zanim woda sodowa uderzy mu do głowy.Przecież życie takich ludzi jak my nie zmienia się z dnia na dzień,a przynajmniej nie moje.Alex zasługiwał na znacznie więcej.Jest uczciwy ma dobre wykształcenie,tylko życie nie dało mu szansy by się wykazać.
-Wiesz ile?! Pięć tysiaków miesięcznie,zależy czy będzie wielu chętnych.Rozumiesz to!W końcu wyjdziemy z tego bagna,sprzedamy tą mała kanciapę,ty skończysz wreszcie szkołę i też znajdziesz jakąś normalną,przyzwoita robotę.Wybrniemy z tego syfu w kasynie-skakał całując psa.Popatrzyłem na niego z politowaniem.Nie miał nawet pojęcia o połowie moich problemów,a ja nie zamierzałem go w nie pakować
-Dobra muszę spadać jestem umówiony,ty pierwszy zajmujesz się dziś Pinkie,to na razie!-puścił psa na podłogę i szybko wyszedł nie zostawiając mi jakiegokolwiek wyboru.Cudownie
Lucy POV
Ani trochę nie miałam ochoty na ten wspólny wypad do kina,ale nie było wyboru,słowo się rzekło.Mogłam jedynie mieć nadzieję,że Leo w końcu sobie mnie odpuści.Tyle razy próbowałam mu wytłumaczyć,że ,,mu razem" to nie jest najlepszy pomysł,ale widocznie do tej pory Mu jeszcze nie przeszło.Na szczęście idziemy wspólnie z Harriet i jej nowym chłopakiem,co dodaje mi nieco otuchy.Swoją drogą jestem ciekawa kogo upatrzyła w tym tygodniu.Wolałam mieć w tej sprawie dystans,ponieważ temat Harriet i jej chłopaków sprowadzał tylko do jednego...kłótni.
Równo o 19 samochód Leo podjechał pod dom.Z racji,że było dziś upalnie,ubrałam cienką bluzeczkę na ramiączkach i krótkie jeansowe spodenki.Na nogach miałam moje ulubione czerwone converse,które po ostatnim spotkaniu z woda nie były już pierwszej jakości.Kiedy weszłam już do samochodu przywitałam się z Leo i zapięłam pasy.Chłopak cały czas był uśmiechnięty i wyraźnie podekscytowany wyjazdem,ale nic nie odpowiedział.Odpalił samochód i odjechaliśmy.Naszym przystankiem po drodze był jeszcze dom Harriet.Leo zaproponował,żebyśmy jechali wszyscy razem.O dziwo moja przyjaciółka i jej chłopak już na nas czekali.Widać że ma na nią dobry wpływ,bo Harriet jest spóźnialska w każdym wypadku.
Seans w kinie minął zdecydowanie za szybko,nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłam.Poznałam chłopaka Harriet,Alexa,który okazał się mega sympatyczną osoba,która bezustannie się śmieje.Wydawał mi się znajomy,nie chodził do naszej szkoły ale nie mogłam pozbyć się wrażenia,że gdzieś go już spotkała,tylko nie pamiętam gdzie.
Przekraczając próg drzwi moja życiowa energia gdzieś odpłynęła,opadałam z sił.Od razu skierowałam się w stronę łazienki by wziąć długi i relaksujący prysznic,który niestety nie trwał długo,ponieważ ktoś zaczął natarczywie dzwonić do drzwi wystukując melodię wlazł kotek na płotek.Wiedziałam,że to nie może być dziadek ponieważ pojechał na dwudniowy,coroczny zlot rybaków.Szybko naciągnęłam dresowe spodnie i bluzkę w smerfy i z mokrymi włosami zeszłam na dół otwierając drzwi.Widok osoby,która stała na ganku trochę mnie zaskoczył,a jednocześnie zaczynałam się już do tego przyzwyczajać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz