niedziela, 28 września 2014

Rozdział 5

Lucy POV

Ubrałam się w piżamę z mojej ulubionej bajki z dzieciństwa,zrobiłam sobie ciepłe kakao i usiadłam w moim pokoju na dużym parapecie.Miałam stąd widok tylko na dom obok.Mieszkała w nim samotna babunia,uwielbiam jej pomagać kiedy mam czas.Ona zawsze jest uśmiechnięta i potrafi rozbawić innych mimo to,że straciła w życiu wszystkich,których kochała.....prawie tak jak ja.Chciała bym być tak silna jak ta babunia.Po wypadku,w którym podobno zginęli moi rodzice nie potrafiłam sobie poradzić.Miałam straszną depresję.Za parę dni minie trzecia rocznica ich śmierci a ja dopiero nie dawno skończyłam swoje wizyty u psychologa.Nie lubię wracać myślami do dnia w którym dowiedziałam się,że nie mam już nikogo.Moi rodzice zginęli w dziwnych okolicznościach ponieważ w doszczętnie spłoniętym samochodzie nie znaleziono ciał moich rodziców ale po kilku tygodniach uznano,że musieli całkowicie spłonąć w aucie.Do dziś w to nie wierzę.
Z rozmyślań wyrwało mnie dzwonienie do drzwi.Trochę się zaniepokoiłam,było już po 23.Mój dziadek bierze bardzo silne leki nasenne,więc jeśli zasnął to obudzi się dopiero rano.
Zeskoczyłam z parapetu i zbiegłam na dół po schodach by otworzyć drzwi.Na moim ganku zobaczyłam chłopaka,TEGO chłopaka z kasyna.Opierał się o balustradę uśmiechając się głupawo w moją stronę.
-O nie,znów ty?!Nie zrozumiałeś mnie,że nie szukam problemów?
Chłopak jakby w ogóle nie usłyszał co do niego mówię
-Serio?Piżamę też masz w smerfy?
Nie uzyskując mojej odpowiedzi wstał i z mniej przyjazną miną podszedł bardzo blisko mnie i powiedział cicho
-Myślisz,że jest mi na rękę latanie za jakąś głupią fanką Disney'a?
Bałam się odpowiedzieć.Teraz wcale nie żartował a ja nie miałam zamiaru testować jego wytrzymałości.Wiem na co stać ludzi takich jak on.Milczałam
-Przyniosłem tylko twoje pieniądze,które wygrałaś w kasynie.Trochę zajęło mi szukanie gdzie mieszkasz,ale okazuje się,że mogłem sobie to darować bo pannę Smerfetkę zupełnie to nie interesuje
-Jaaa..przepraszam nie widziałam...-próbowałam się jakoś wytłumaczyć,było mi głupio,że tak na niego naskoczyłam
Nic już więcej nie powiedział.Odsunął się i wyjął zza kurtki grubo wypełnioną kopertę.Wcisnął mi ją do reki,po czym odwrócił się zmierzając w stronę ulicy.Dopiero teraz zauważyłam,że przyjechał  na czarnym motorze,który zlewał się z nocą.
-Czekaj!-zawołałam
-Weź je,weź te pieniądze-prosiłam idąc w jego kierunku
On zrobił niezrozumiałą minę
-Jak to,nie chcesz ich?Są twoje wygrałaś je,na pewno ci się przydadzą
-Nie.Miałam przez nie same problemy,ale jeśli pomogą uregulować ci twoje długi to są twoje,nie pytaj skąd wiem...po prostu je weź
-Jej..dzięki smerfetko,dobreee z ciebie dziecko-zaśmiał się
-Jestem Lucy!-ja też się zaśmiałam
-No przecież wiem,ale smerfetka bardziej pasuje
-Niby skąd wiesz,nie mówiłam ci jak mam na imię?
W tym mieście nie jesteś dla mnie żadną zagadką Lucy Castle
-To niesprawiedliwe,ja nic o tobie nie wiem
-Nie ukrywaj,że Lila nic ci nie powiedziała.Jeśli sądzisz,że nie wiem co gadają o mnie inni...mylisz się-wsiadł na motor z powrotem chowając kopertę
-Nie wierze w gadanie innych-szepnęłam sama do siebie
-To dobrze smerfetko
Odpalił motor i już go nie było...

Trochę krótki ale jest 
Jeśli choć trochę ci się podobało zostaw komentarz 
To do środy!   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz