poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 11

Gabe POV

Przechadzałem się spokojnie parkową alejką nie myśląc o niczym.Słońce mocno dziś piekło a brak jakiegokolwiek wiatru powodował niemiłosierny upał.Dochodziło południe.Postanowiłem że wrócę do domu by po uprzykrzać życie mojemu kochanemu przyjacielowi.Przeszedłem przez pasy i skręciłem w boczną ulicę.Nie mieszkaliśmy w żadnej z wypasionych dzielnic zajmując jedynie małe mieszkanko w niewielkiej kamienicy.Tylko na takie było nas stać.Nie byłem człowiekiem,któremu by to przeszkadzało.Nie potrzebowałem zbyt wielkich luksusów,na tym etapie byłem szczęśliwy,że w ogóle mam gdzie przenocować swój tyłek.
Przekręciłem klucze,wszedłem do mieszkania i zauważyłem coś...dziwnego?W przedpokoju na kafelkach była wielka żółta kałuża.
-Alex?Możesz łaskawie ruszyć dupę i wytłumaczyć mi co do cholery jest na naszej podłodze?!-krzyczałem zirytowany,choć przyznaję,że ta sytuacja nieco mnie śmieszyła.Alex przyczłapał w wolnym tempie uśmiechając się od ucha do ucha.Zjechał wzrokiem na podłogę i głośno wybuchnął śmiechem
-Co to jest?-pytam ponownie wskazując rękami na kałuże
-Nie jestem ekspertem ale wydaje mi się,że to po prostu siki-wykrztusił dławiąc się śmiechem
-Siki?-spytałem zirytowany
-Siki-potwierdził opanowując już nieco swój nagły przypływ głupawki
-Rozumiem,czyli zsikałeś się na podłogę?Alex prosiłem,żebyś tego nie robił-powiedziałem słodkim głosem z odrobina współczucia,skoro on nic sobie z tego nie robił,to dlaczego to ja miałem być tym przyzwoitym
-Haha bardzo śmieszne,ale to nie..-zanim dokończył do pokoju wbiegł mały piesek,który zaczął obskakiwać chłopaka.Otworzyłem szeroko oczy.
-Pogięło cię!Skąd wziąłeś tego psa?-nie mogę w to uwierzyć.Ledwie starczało nam pieniędzy na utrzymanie samych siebie a on jeszcze sprowadza do domu tego nosiciela kleszczy.
Chłopak ignorując moje pytanie wziął psa na ręce i zaczął mocno tulić.
-No nie mów,że nie jest uroczy-pisnął słodko,jak dziewczynka,która własnie dostała swój wymarzony prezent gwiazdkowy.
-Jak masz zamiar utrzymać tego sierściucha?-miałam już naprawdę dość tej dziwnej sytuacji i zadawania pytań,na które częściowo i tak nie uzyskuje odpowiedzi.
-Dostałem nowa robotę,potrafię się dobrze ustawić stary.Już nie będziemy mieszkać w tej kajutce.
-Dostałeś pracę,czy wygrałeś w totolotka ?-przyznaję,byłem nieco zdziwiony.Albo zgłupiał albo szczęście w końcu się do nas uśmiechnęło.
-od dzisiaj będę uczył w szkole muzycznej gry na wielu instrumentach,kto by pomyślał,że moje wykształcenie ze szkoły muzycznej może zaważyć nad tym,że będę teraz żył jak pączek w masełku -potarł ręce i zamknął oczy rozmarzając się w swojej nowej przyszłości,lepszej przyszłości
-Nie przesadzaj,ile możesz tam zarobić-zapytałem z odrobina kpiny.Musiałem sprowadzić go na ziemie,zanim woda sodowa uderzy mu do głowy.Przecież życie takich ludzi jak my nie zmienia się z dnia na dzień,a przynajmniej nie moje.Alex zasługiwał na znacznie więcej.Jest uczciwy ma dobre wykształcenie,tylko życie nie dało mu szansy by się wykazać.
-Wiesz ile?! Pięć tysiaków miesięcznie,zależy czy będzie wielu chętnych.Rozumiesz to!W końcu wyjdziemy z tego bagna,sprzedamy tą mała kanciapę,ty skończysz wreszcie szkołę i też znajdziesz jakąś normalną,przyzwoita robotę.Wybrniemy z tego syfu w kasynie-skakał całując psa.Popatrzyłem na niego z politowaniem.Nie miał nawet pojęcia o połowie moich problemów,a ja nie zamierzałem go w nie pakować
-Dobra muszę spadać jestem umówiony,ty pierwszy zajmujesz się dziś Pinkie,to na razie!-puścił psa na podłogę i szybko wyszedł nie zostawiając mi jakiegokolwiek wyboru.Cudownie
Lucy POV
Ani trochę nie miałam ochoty na ten wspólny wypad do kina,ale nie było wyboru,słowo się rzekło.Mogłam jedynie mieć nadzieję,że Leo w końcu sobie mnie odpuści.Tyle razy próbowałam mu wytłumaczyć,że ,,mu razem" to nie jest najlepszy pomysł,ale widocznie do tej pory Mu jeszcze nie przeszło.Na szczęście idziemy wspólnie z Harriet i jej nowym chłopakiem,co dodaje mi nieco otuchy.Swoją drogą jestem ciekawa kogo upatrzyła w tym tygodniu.Wolałam mieć w tej sprawie dystans,ponieważ temat Harriet i jej chłopaków sprowadzał tylko do jednego...kłótni.
Równo o 19 samochód Leo podjechał pod dom.Z racji,że było dziś upalnie,ubrałam cienką bluzeczkę na ramiączkach i krótkie jeansowe spodenki.Na nogach miałam moje ulubione czerwone converse,które po ostatnim spotkaniu z woda nie były już pierwszej jakości.Kiedy weszłam już do samochodu przywitałam się z Leo i zapięłam pasy.Chłopak cały czas był uśmiechnięty i wyraźnie podekscytowany wyjazdem,ale nic nie odpowiedział.Odpalił samochód i odjechaliśmy.Naszym przystankiem po drodze był jeszcze dom Harriet.Leo zaproponował,żebyśmy jechali wszyscy razem.O dziwo moja przyjaciółka i jej chłopak już na nas czekali.Widać że ma na nią dobry wpływ,bo Harriet jest spóźnialska w każdym wypadku.
Seans w kinie minął zdecydowanie za szybko,nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłam.Poznałam chłopaka Harriet,Alexa,który okazał się mega sympatyczną osoba,która bezustannie się śmieje.Wydawał mi się znajomy,nie chodził do naszej szkoły ale nie mogłam pozbyć się wrażenia,że gdzieś go już spotkała,tylko nie pamiętam gdzie.
Przekraczając próg drzwi moja życiowa energia gdzieś odpłynęła,opadałam z sił.Od razu skierowałam się w stronę łazienki by wziąć długi i relaksujący prysznic,który niestety nie trwał długo,ponieważ ktoś zaczął natarczywie dzwonić do drzwi wystukując melodię wlazł kotek na płotek.Wiedziałam,że to nie może być dziadek ponieważ pojechał na dwudniowy,coroczny zlot rybaków.Szybko naciągnęłam dresowe spodnie i bluzkę w smerfy i z mokrymi włosami zeszłam na dół otwierając drzwi.Widok osoby,która stała na ganku trochę mnie zaskoczył,a jednocześnie zaczynałam się już do tego przyzwyczajać.


        





piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 10

Lucy POV

Po lekcjach musiałam zostać jeszcze  na tym nieszczęsnym kółku dziennikarskim z Leo.Tyle razy próbowałam się z tego wykręcić ale pani Heale nie daje za wygraną.Uważa,że to grzech marnować taki talent.Za to ja sądzę,że grzechem jest marnowanie mojej i tak już bardzo małej ilości czasu.
Po zajęciach Leo zaproponował,że odprowadzi mnie do domu ale na szczęście wykręciłam się z tego pod pretekstem,że dziś przyjechałam samochodem.Chłopak był nieco zawiedziony moja odpowiedzią ale nie miał zamiaru odpuścić.
-Może masz ochotę pójść do kina?W piątek po południu?-zapytał z nadzieją 
Nie wiem co odpowiedzieć.Z jednej strony dawno nigdzie nie wychodziłam,a w kinie nie byłam od śmierci rodziców.Ale z drugiej strony to Leo mnie zaprasza,a ja nie chcę znów niepotrzebnie robić mu nadziei.On nie był złym człowiekiem,wręcz przeciwnie.Jego koreańsko-amerykańskie pochodzenie sprawiało,że był bardzo przystojny.Miał cudowne ciemne oczy,za którymi szalała większość dziewczyn w szkole ale z jakiegoś powodu te oczy przylepiły się akurat do mnie.
-Lucy...halo tu ziemia !Słuchasz mnie?otrząsnęłam się 
-Nad czym się tak długo zastanawiasz?Spokojnie te kino to nie jest żadna randka.Zapraszam cię jako przyjaciel-uśmiechnął się uroczo i czekał na moją odpowiedź 
-Noo....dobrze,czemu nie,od dawna chciałam wybrać się do kina-powiedziałam i nagle do głowy wpadł mi świetny pomysł 
-Zadzwonię też do Harriet.Na pewno wybierze się z nami i ze swoim ...obecnym chłopakiem
-No dobra-mruknął nie ukrywając lekkiego niezadowolenia 
Nic więcej już nie powiedziałam,Leo z resztą też nie.Ruszyłam w stronę samochodu.
Po drodze do domu musiałam jeszcze wstąpić do apteki po lekarstwa dla dziadka Oswalda.Przy okazji postanowiłam zajrzeć też do sklepu spożywczego by kupić coś z czego będzie można zrobić dobry obiad.
-Już jestem!-powiedziałam głośniej wchodząc do przedpokoju i zamykając za sobą drzwi
Przede mną od razu pojawił się dziadek.
-Kupiłam wszystkie potrzebne lekarstwa i zaraz zrobię pyszny obiad bo byłam też w sklepie.
Dziadek uśmiechnął się szeroko i powiedział
 -Moja kochana Lucy,co ja bym bez ciebie zrobił 
-Oj dziadku,aż strach pomyśleć,co by było ze mną gdyby nie ty.Pewnie trafiłabym do domu dziecka albo jakiejś rodziny zastępczej.-powiedziałam ze smutkiem
-Dziękuję Ci,że jesteś tu ze mną,bo nie chcę zostać z tym wszystkim sama-uśmiechnęłam się i przytuliłam dziadka.Jakoś nigdy nie zastanawiałam się,co by mnie spotkało gdyby nie on.Jest moją jedyną rodziną i ostatnia szansą na normalność.
Po wspólnym obiedzie czas minął nam na rozmowie o codziennym życiu.Dziadek opowiedział mi tez trochę o mojej mamie a jego córce.Jaka byłą w dzieciństwie.Zawsze tak bardzo żałuję,że nie spędzałam  więcej czasu z mamą.Żyłam beztrosko,pochłonięta szkołą,zakupami i imprezowaniem z przyjaciółmi.Z kolei moja mama cały czas poświęcała się pracy w korporacji.Jednak jeśli znalazła dla mnie choć chwile czasu zawsze lubiła opowiadać mi różne historie,wtedy wydawały mi się dziwne.Zawierały różne przesłania na temat życia,z czasem zaczęłam je rozumieć i sprawdzały się one w rzeczywistości.Moja mama była dla mnie jak biblia z dobrymi przykazaniami,zawsze zależało jej na tym,żebym byłą dobrym człowiekiem,który nigdy się nie smuci.Sama zawsze chodziła uśmiechnięta.Czasami zastanawiałam się skąd bierze te siłę i wszystkie historie.W wolnym czasie potrafiła cieszyć się życiem jak nikt inny.Kiedy ja byłam smutna zawsze powtarzała:Nie pozwól żeby inni ludzi zatrzymywali twoje szczęście i ambicje.Rozłóż skrzydła i leć mój mały motylku!.
Nie sądzę.że po tym wszystkim mam jeszcze szansę się do tego zastosować.
Pozmywałam po obiedzie,który właściwie powinien być nazwany kolacją.Gdy skończyłam poszłam do siebie na górę.Wykapałam się i w końcu miałam odrobinę wolnego czasu by poczytać książkę.
Kiedy zaczynałam czytać trzecia stronę,mój telefon zaczął wibrować informując o nowej wiadomości.Odłożyłam książkę i sięgnęłam po niego.Na ekranie pojawiła się wiadomość
Od:nieznany 
Dobranoc Smerfetko,kolorowych snów ;)
Otworzyłam szeroko oczy.To znów ten idiota Gabe!
Do:nieznany 
Skąd masz mój numer ?-Co innego mogłam napisać?!Nie musiałam długo czekać na odpowiedź
Od:nieznany
Szkolnym sekretariat nie ma przede mną nic do ukrycia
On jest nienormalny!Włamał się do sekretariatu żeby poszukać sobie mojego numeru !?
Telefon ponownie za wibrował
Od:nieznany 
Od teraz będziemy widywać się znacznie częściej.Mam zamiar skończyć w końcu ostatni rok szkoły.Do zobaczenia,jutro czeka na ciebie miła niespodzianka ;)
Do:nieznany
Żadna niespodzianka nigdy nie będzie miła jeśli ma coś wspólnego z tobą.

Jest nowa postać w zakładce z bohaterami 

   
   

                                  Lucy

piątek, 24 października 2014

Rozdział 9

Franco POV

Rozsiadłem się na fotelu,wyciągając nogi przed siebie.Paląc cygaro myślałem o tym co zrobić z tym śmieciem Gabe'em,ale oczywiście ktoś jak zwykle musiał mi przerwać.Do ciemnego pokoju wszedł dobrze znany mi chłopak z rękami całymi w różnorakich tatuażach.Zamknął za sobą drzwi z taką siła i rozpędem,że omal nie wyleciały z futryn.
-McLewis nie jesteś w bunkrze,kiedyś te pieprzone drzwi wylecą!-wydarłem sie na całe pomieszczenie
-Szefie Gabe Sweald był dzisiaj widziany w twoim kasynie,dziwie sie,że ma w ogóle czelność jeszcze tam przychodzić-wtrącił chłopak,kompletnie ignorując moja wypowiedź
-Spokojnie Connor,mamy czas.Trzeba mu zafundować niezłe atrakcje,żeby dobrze nas zapamiętał-tłumaczyłem
-Wolałbym nieźle skopać mu tą jego przemądrzałą dupę!
Westchnąłem głośno,wstałem z fotela,podszedłem do barku i wyjąłem batonika rzucając nim w chłopaka.
-Co to ma być?-obracał w dłoni batona-Snickers?!
-Tak!Zjedz go,bo cholernie gwiazdorzysz McLewis!-on nie gardząc,otworzył batonika i uporał się z nim szybko,a ja postanowiłem kontynuować nasza rozmowę
-Sweald nie jest idiotą,ma broń i potrafi się obronić.Widziałeś co ostatni zrobił nam z Brad'em?
-Taaa można było przecedzić przez niego makaron.
-Nar razie po prostu przyglądaj się mu a na pewno znajdziemy sposób na nauczkę doskonałą.Już za wiele Sweald'ów zaszło mi za skórę i ten będzie ostatni.
Lucy POV

Wysiadłam z samochodu zabierając wypakowaną książkami torbę.Dziś czeka mnie 9 godzinne piekło.Zamknęłam drzwi auta i ruszyłam w stronę szkolnych drzwi.Na korytarzu przywitałam się z kumplami z klasy.Musiałam jeszcze iść do swojej szafki odłożyć torbę.
Wzięłam podręcznik do angielskiego z zamiarem ruszenia na lekcję ale coś,a raczej ktoś przykuł moja uwagę...Gabe.Chyba mam zwidy co on do cholery robi w naszej szkole?Zmrużyłam oczy przypatrując sie mu dokładnie,może to nie on,może tylko wzrok płata mi figle?Ale długo nie musiałam czekać na odpowiedź ponieważ chłopak jakby wyczuł,że gapię się na niego i odwrócił wzrok wprost na mnie.Od razu się uśmiechnął i pomachał ręką w moją stronę jak gdyby nigdy nic.W jednej sekundzie wróciło mi myślenie.Szybko odwróciłam się na pięcie w przeciwna stronę,udając,że go nie zauważyłam,ale on już jest obok mnie.
-Cześć Smerfetko!-przywitał się radośnie,wyglądało na to,że ma dziś dobry humor
-Nawet nie mam zamiaru pytać dlaczego tu jesteś,nie obchodzi mnie to i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego po tym jak ostatni uprzejmie chciałeś mi pomóc.
-Jak to co tu robię?Chodzę do szkoły.co prawda ze względu na wiek już nie muszę ale prawnie nadal siedzę w ostatniej klasie,więc postanowiłem,że wpadnę-powiedział zwyczajnie
-Że wpadniesz?..pff-rzuciłam skręcając w lewy korytarz do klasy,w której mam teraz zajęcia.
-Lucy nie ignoruj mnie !-krzyknął.Chwycił mnie za ramię i przyparł do ściany tak,że nie miałam jak się wyrwać.
-Lucy...Lucy...jesteś bardzo niegrzeczną i niekulturalną dziewczynką-mówił już nieco ciszej
-Jak TY niby możesz mnie pouczać-krzyknęłam skołowana
-Nie drzyj się na mnie,nie jesteś moją matką!-warknął ściskając moje ramię jeszcze bardziej,au! to bolało.
-Nie rozumiem po co za mną chodzisz skoro widocznie oboje za sobą nie przepadamy?'-spytałam
-W jednej chwili jesteś miły i zachowujesz jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi a minute później jesteś wredny i krzyczysz na mnie o byle co.-wygarnęłam mu prosto w twarz
-Jesteś gorszy niż kobieta w ciąży!-krzyczałam,na szczęście nikogo na korytarzu nie było,a może niestety?nie czułam się bezpieczna gdy w pobliżu zjawiał się Gabe.
-Puść mnie,chce iść na lekcję-prosiłam ledwie słyszalnym głosem,wole nie drażnić go bardziej bo zaraz połamie mi ręce
O dziwo od razu mnie puścił.Nic już nie powiedział.Posłał mi groźne spojrzenie i odszedł po drodze mrucząc coś o kobiecie w ciąży.


                                   Gabe




wtorek, 21 października 2014

Rozdział 8

Lucy POV

Wróciłam przemoczona do domu.Na szczęście już nigdzie po drodze nie spotkałam tego idioty Gabe'a.Wrzuciłam mokre i brudne z błota ubrania do pralki i poszłam przebrać się w suche ciuchy.W łazience starannie zmyłam rozmazany na całej twarzy makijaż i dokładnie wysuszyłam włosy suszarką.Kiedy weszłam do swojego pokoju na biurku zobaczyłam kubek z gorącą herbatą.
Uśmiechnęłam się do siebie.Pewnie dziadek Oswald zobaczył w jakim stanie wróciłam i postanowił pocieszyć mnie i wzmocnić swoją ulubioną herbatą owocową.Wcześniej,kiedy moi rodzice żyli nie utrzymywaliśmy zbytniego kontaktu z moim dziadkiem.Teraz gdy został mi tylko on,oboje staramy się nadrobić stracony czas i jakoś lepiej się poznać.
Nauka i prace domowe zajęły mi resztę deszczowego popołudnia.Wieczorem zadzwoniłam jeszcze do Harriet,żeby zapytać jak się czuje,ale ona paplała tylko jak bardzo chce poznać Gabe'a.Co z tą dziewczyną jest nie tak?!
Przed snem schodzę na dół do salonu powiedzieć dziadkowi dobranoc.Chciałam już wracać do łóżka ale on mnie zatrzymał.
-Lucy kiedy byłaś w szkole zadzwoniłem do mechanika bo widziałem,że rano miałaś problemy z samochodem-powiedział
-Taak ale nie martw się o to i tak na razie nie mam pieniędzy na naprawę usterek-westchnęłam
-Już wszystko załatwiłem Lucindo-wtrącił dziadek
-Ale jak to?!Przecież sam nie masz zbyt dużej emerytury-stwierdziłam.Ledwo wiążemy koniec z końcem żeby zapłacić wszystkie rachunki za dom.
-Przecież musisz jakoś dotrzeć do szkoły prawda?-uśmiechnął się Oswald
Dziękuję ,dziękuję tak bardzo!-krzyczałam z radości ściskając dziadka
-Dla ciebie wszystko-powiedział i odwzajemnił mój uścisk jeszcze mocniej
-Ale proszę nie nazywaj mnie Lucinda dobrze,wole Lucy w skrócie-dodałam
-Dlaczego?Przecież to takie piękne imię
-Taaaak ale czuję się wtedy jak bym miała sto tysiąc lat-zaczęliśmy się śmiać
-Dobranoc dziadku-uścisnęłam go ponownie i poszłam się położyć ale sen nie przychodził mi łatwo.
Myślałam o tym co się dziś wydarzyło.Nie wiem co myśleć o tym chłopaku ale wiem na pewno,że ma jakieś problemy a ja nie mam zamiaru w nich uczestniczyć.
Alex POV

Poprawiłem muszkę pod szyją gotowy na swoją zmianę w pracy.Dziś w kasynie było dość tłoczno i gorąco,przez co ludzie pchali się do baru jak dzikie zwierzęta,ale praca barmana przynosi mi wiele radości,a jej miejsce więcej gotówki.Kiedy czuję,że mam dobry dzień,ryzykuję i przeznaczam zarobione tu pieniądze na gry hazardowe.
Starannie i szybko wycierałem kieliszki ustawiając je na blacie baru.
-Siema-ktoś zaczął krzyczeć mi do ucha klepiąc mnie w ramię,przez co jeden z kieliszków wypadł mi z rąk rozbijając się na ziemi.
Odwracam się z zamiarem skopania dupy temu kretynowi,który mnie zaskoczył i widok osoby,na której zatrzymuję wzrok wcale mnie nie dziwi.
-Gabe!Idioto,z twojej winy potłukłem już 6 kieliszków w tym miesiącu-powiedziałem sprzątając szkło z podłogi
-Nie moja wina,że jesteś takim strachliwym ćwokiem!
-Ja po prostu nie chcę stracić roboty!Nie wszyscy mają tyle szczęścia co ty,żeby móc sobie pozwolić tylko na grę.Szkoda tylko,że to swoje szczęście wykorzystujesz w tak perfidny sposób!
-stary,no weź jakie szczęście?To raczej kwestia umiejętności!-zaczął się przechwalać
-Taa ja ci mówię,żebyś tylko uważał.Clein depcze ci po piętach,a szczęście zawsze kiedyś się wyczerpuje i kiedy twój limit na nie się skończy..to nawet ta twoją mądrość wielkości Manhattanu cię nie ocali




                                                                                                                   Alex

     
 
   

czwartek, 16 października 2014

Rozdział 7

Lucy POV

-Gabe,Gabe!-krzyczałam
-Gabe zwolnij zaraz spowodujesz wypadek!-ale chłopak chyba udawał,że mnie nie słyszy
-Jej no zobacz...jednak pamiętasz jak mam na imię?Przedtem nie przychodziło ci z łatwością-miał czelność jeszcze sobie z wszystkiego żartować
-Zwolnij cholera!Słyszysz?!-zaczęłam bić go po plecach i kopać nogami byle by tylko zwolnił.
Z łatwością mijaliśmy kolejne auta przed nami i teraz przejeżdżaliśmy przez las,skąd było jużcałkiem  blisko do mojego domu.
-Zatrzymaj się wysiadam!-krzyczałam wściekła
O dziwo chłopak mnie posłuchał i zwalniając powoli zjechał na pobocze.Natychmiast zeskoczyłam z motoru i zaczęłam okładać chłopaka  pięściami.
-Smerfetko zdecydowanie potrzebujesz psychologa-mówił spokojnie w ogóle nie wzruszony moim atakiem na jego osobę
-Obiecałeś,że nie będziesz wariował i co?!Jeszcze śmiesz nazywać mnie wariatką?-odpuściłam już sobie to rzucanie się na niego z pięściami,skoro i tak nic sobie z tego nie robi
-Po pierwsze nic nie obiecywałem,a po drugie nie nazwałem cie wariatką Lucy....może tak pomyślałem ale nie powiedziałem-uśmiechał się
-Nic o mnie nie wiesz,boję się jeździć szybko i nic ci do tego i jeśli proszę żebyśmy jechali wolno to miałeś jechać wolno!-odwracam się od niego i stanowczym krokiem zmierzam w kierunku mojego domu oczywiście cały czas towarzyszy mi deszcz
Gabe ignorując moje ckliwe wyjaśnienia jedzie powoli tuz obok mnie.
-Przepraszam-powiedział cicho,tak że ledwie to usłyszałam
Przyspieszyłam tępo zupełnie nie zwracając uwagi na jego słowa.Jeśli myśli,że tak łatwo mu odpuszczę to się grubo myli.
-Lucy,nie denerwuj mnie na litość boską  tylko wsiadaj na ten głupi motor-był wyraźnie wkurzony
Nie miałam mu już nic do powiedzenia,chciałam żeby zostawił mnie w spokoju i żeby mu to uświadomić wystawiłam w jego stronę środkowy palec.
Zaśmiał się-Smerfetko to było strasznie dziecinne
-Na co jeszcze do jasnej cholery czekasz?! Odjeżdżaj nie widzisz,że nie potrzebuje pomocy bezmózgich pajaców?A juć na pewno nigdy więcej nie wsiądę z tobą na ten motor.
Nagle mnie olśniło.Herriet mieszka bliżej niż ja.Jeszcze bardziej przyśpieszyłam i skręciłam w pierwszą boczna drogę za lasem
Ej Lucy a ty dokąd? -krzyczał za mną
-Co cię to obchodzi,spadaj!-odpowiedziałam mu głośno,żeby dobrze mnie usłyszał
Harriet POV
Siedziałam zakatarzona na kanapie pod cieplutkim kocem popijając gorącą herbatę z cytryną.Oglądałam teledyski na Esce jak zawsze gdy jestem chora.Teraz leci Rihanna ,,Only Girl".Uwielbiam wsłuchiwać się w jej barwę głosu,moim zdaniem jest świetną wokalistką.
Sielankę przerwało mi natarczywe dzwonienie do drzwi.Powoli wygramoliłam się spod koca,ubrałam kapcie i poszłam otworzyć drzwi.
Przed nimi stała Lucy....chyba to była ona.Wyglądał bardziej jak zmoknięta kupa nieszczęścia.Jej ubrania całkiem skleiły się z jej ciałem z włosów ściekała woda a twarz miała całą w rozmazanym makijażu.
-Dziewczyno,co ci się stało?-zaczęłam dopytywać przejęta jej stanem
-Sorry,że tak bez zapowiedzi zombie atakuje twój dom,ale musisz mnie wpuścić-zdjęłam z siebie przemoczona kurtkę i rzuciłam na podłogę
-Jestem chora,ale jeśli ci to nie przeszkadza,to jasne,zapraszam i tak już się wepchnęłaś
Lucy POV
-No i żeby się odczepił musiałam przyjść do ciebie i odczekać aż w końcu odjedzie-musiałam opowiedzieć Harriet całą tą historię związaną z Gebem od momentu,kiedy weszłyśmy do kasyna,aż po chwile obecną
-Czyli ten koleś nooo..Gabe?Cały czas za tobą łazi i nie chce się odczepić?A jest chociaż przystojny?-dopytywała
-Co?!Harriet ja ci tu mówię,że nie potrafię od niego uciec a tym pytasz czy jest przystojny?!
-No co?Może nie jest aż taki zły?
-Może być nawet Zac'em Efronem,co nie zmienia faktu,że przez kogoś takiego jak on można mieć tylko same problemy,a ja mam ich jak widać w nadmiarze
-Co?!Wygląda jak Zac Efron!Musisz mnie z nim poznać!-piszczała skacząc po kanapie
-Podobno jesteś chora?!I jedynie to usprawiedliwia twoje głupie myślenie,ok to ja już się będę zbierać-wstałam z kanapy zmierzając w stronę wyjścia

Łooocho dawno już nie było rozdziału ale w końcu JEST!
  
 

sobota, 4 października 2014

Rozdział 6

Lucy POV

Następnego poranka mój życiowy pech postanowił znów się uaktywnić.Zaspałam do szkoły a mój samochód jak na złość nie chciał odpalić.Nie pozostało mi nic innego jak biegnąć do szkoły pieszo.
Na korytarz wpadłam cała mokra.Moje czerwone conversy nadawały się już tylko do wyrzucenia.Wyglądałam jak zmokła kura.Szybko pobiegłam w stronę szkolnej toalety.Na szczęście pierwsza lekcja już się zaczęła i nikt na korytarzu mnie nie zobaczył.Ogarnęłam szybko moją twarz i włosy zombie.Nie chciałam pojawiać się w środku lekcji,więc postanowiłam,że pójdę dopiero na następną.Miałam jeszcze trochę czasu,żeby poprawić swój makijaż.
Przez resztę lekcji cały czas spoglądałam za okno,gdzie pogoda była nieugięta wobec mnie.Zdawało się,że mocniej już padać nie mogło.Do tego musiałam jeszcze zostać na dodatkowych zajęciach z dziennikarstwa,do których zmusiła mnie nauczycielka angielskiego.Po tym jak raz napisałam referat o środowisku stwierdziła,że taki talent nie może się zmarnować.Na zajęcia uczęszczałam tylko ja i Leo.I chodzi tutaj tylko dla tego,że jego matka jest nauczycielką,która to prowadzi i nie dała mu zbytnio wyjścia.Do tego moje kontakty z Leo są,dość dziwne.Kiedyś się we mnie podkochiwał a ja nieświadomie dałam mu kosza.Od tego czasu ostrożnie dobieramy tematy rozmów.
Po zajęciach okrutny los kazał mi znów wracać do domu na piechotę w deszczu.Harriet nie pojawiła się dziś w szkole,więc nie miałam z kim wrócić.
Miałam już dosyć mojego życia.Szłam w wolnym tempie nigdzie się nie śpiesząc.Jakoś nagle przestało mi już zależeć na tym jak wyglądam.Bardziej mokra być już nie mogłam.Co jakis czas rozpędzone auta oblewały mnie fala brudnej wody.
-Co ja takiego zrobiłam-zaczęłam krzyczeć do samej siebie.Kolejną ciężarówka znów mnie ochlapała.
-Cholera jasna!No nie!-miałam dosyć.Dlaczego to ja zawsze dostawałam po tyłku za nic
Usiadłam na chodniku i skuliłam się w kłębek.Musiałam się uspokoić inaczej zaraz rzucę się pod któreś z aut.Nagle do moich uszu dobiegł warkot motocykla,który nie przejechał dalej,tylko zatrzymał się tuż przed moimi nogami.
Podniosłam głowę i zobaczyłam przede mną Gabe'a
-Szczęście dziś ci sprzyja smerfetko,rycerz na...czarnym koni przyjechał cie ocalić!-zaśmiał się głupawo,co w jego wypadku było normą
-Szczęście?Jakie szczęście?!Krowy są bardziej szczęśliwsze ode mnie a i tak kończą jako hamburgery
-Nie rozumiem cię ...
-Ale wiesz co?Coś z rycerza to ty faktycznie masz!-uśmiechnęłam się sztucznie
-No jasne!Szlachetność,honor..uczciwość to może nie do końca-zaczął wymieniać po kolei
-Nie,masz zakuty łeb !-roześmiałam się
-Och,zraniłaś moje biedne uczucia..-powiedział płaczliwym głosem chwytając się w miejscu serca
-Ale ponieważ mam dziś dobry dzień...to nie odjadę obrażony zostawiając cie tutaj.Wsiadaj!
-Mam jechać z tobą na motorze?!-pytałam z niedowierzaniem
-Nie zrobię tego.Boję się-przyznałam szczerze
-Ja  nie gryzę ale,ale głodne wilki które mieszkają w tym lasku ?O nich nie mam tego samego zdania
-Jedziesz powoli i żadnych popisów-krzyknęłam wsiadając niezgrabnie na motor nie wiedząc do końca co mam zrobić z rękoma
-Radził bym ci się czegoś chwycić-burknął
Noo..no ale czego?
Nie czekając na moja reakcję chwycił szybko od tyłu moje ręce i oplótł je sobie wokół tłowia.Odpalił silnik i odjechaliśmy.
Nie zaprzeczę,że czułam się niezręcznie w tej sytuacji,ale jemu najwidoczniej w ogóle to nie przeszkadzało.Z drugiej strony mówiąc szczerze mogłam tak jechać na koniec świata.Mimo,że byłam cała mokra to było mi tak ciepło i miękko wtulając się w chłopaka.
-Yyy...Lucy?Lucy?!-wyrwał mnie z osłupienia
-Zaraz mnie udusisz,możesz mnie tak nie ściskać?
-Przepraszam,ja nie..nie chciałam to to tylko tak przypadkowo-zaczęłam gorączkowo się tłumaczyć
-Spokojnie nie wariuj tak-uspokoił mnie
Gabe znacznie przyśpieszył,nabierając niebezpiecznej prędkości,której tak się bałam




        

niedziela, 28 września 2014

Rozdział 5

Lucy POV

Ubrałam się w piżamę z mojej ulubionej bajki z dzieciństwa,zrobiłam sobie ciepłe kakao i usiadłam w moim pokoju na dużym parapecie.Miałam stąd widok tylko na dom obok.Mieszkała w nim samotna babunia,uwielbiam jej pomagać kiedy mam czas.Ona zawsze jest uśmiechnięta i potrafi rozbawić innych mimo to,że straciła w życiu wszystkich,których kochała.....prawie tak jak ja.Chciała bym być tak silna jak ta babunia.Po wypadku,w którym podobno zginęli moi rodzice nie potrafiłam sobie poradzić.Miałam straszną depresję.Za parę dni minie trzecia rocznica ich śmierci a ja dopiero nie dawno skończyłam swoje wizyty u psychologa.Nie lubię wracać myślami do dnia w którym dowiedziałam się,że nie mam już nikogo.Moi rodzice zginęli w dziwnych okolicznościach ponieważ w doszczętnie spłoniętym samochodzie nie znaleziono ciał moich rodziców ale po kilku tygodniach uznano,że musieli całkowicie spłonąć w aucie.Do dziś w to nie wierzę.
Z rozmyślań wyrwało mnie dzwonienie do drzwi.Trochę się zaniepokoiłam,było już po 23.Mój dziadek bierze bardzo silne leki nasenne,więc jeśli zasnął to obudzi się dopiero rano.
Zeskoczyłam z parapetu i zbiegłam na dół po schodach by otworzyć drzwi.Na moim ganku zobaczyłam chłopaka,TEGO chłopaka z kasyna.Opierał się o balustradę uśmiechając się głupawo w moją stronę.
-O nie,znów ty?!Nie zrozumiałeś mnie,że nie szukam problemów?
Chłopak jakby w ogóle nie usłyszał co do niego mówię
-Serio?Piżamę też masz w smerfy?
Nie uzyskując mojej odpowiedzi wstał i z mniej przyjazną miną podszedł bardzo blisko mnie i powiedział cicho
-Myślisz,że jest mi na rękę latanie za jakąś głupią fanką Disney'a?
Bałam się odpowiedzieć.Teraz wcale nie żartował a ja nie miałam zamiaru testować jego wytrzymałości.Wiem na co stać ludzi takich jak on.Milczałam
-Przyniosłem tylko twoje pieniądze,które wygrałaś w kasynie.Trochę zajęło mi szukanie gdzie mieszkasz,ale okazuje się,że mogłem sobie to darować bo pannę Smerfetkę zupełnie to nie interesuje
-Jaaa..przepraszam nie widziałam...-próbowałam się jakoś wytłumaczyć,było mi głupio,że tak na niego naskoczyłam
Nic już więcej nie powiedział.Odsunął się i wyjął zza kurtki grubo wypełnioną kopertę.Wcisnął mi ją do reki,po czym odwrócił się zmierzając w stronę ulicy.Dopiero teraz zauważyłam,że przyjechał  na czarnym motorze,który zlewał się z nocą.
-Czekaj!-zawołałam
-Weź je,weź te pieniądze-prosiłam idąc w jego kierunku
On zrobił niezrozumiałą minę
-Jak to,nie chcesz ich?Są twoje wygrałaś je,na pewno ci się przydadzą
-Nie.Miałam przez nie same problemy,ale jeśli pomogą uregulować ci twoje długi to są twoje,nie pytaj skąd wiem...po prostu je weź
-Jej..dzięki smerfetko,dobreee z ciebie dziecko-zaśmiał się
-Jestem Lucy!-ja też się zaśmiałam
-No przecież wiem,ale smerfetka bardziej pasuje
-Niby skąd wiesz,nie mówiłam ci jak mam na imię?
W tym mieście nie jesteś dla mnie żadną zagadką Lucy Castle
-To niesprawiedliwe,ja nic o tobie nie wiem
-Nie ukrywaj,że Lila nic ci nie powiedziała.Jeśli sądzisz,że nie wiem co gadają o mnie inni...mylisz się-wsiadł na motor z powrotem chowając kopertę
-Nie wierze w gadanie innych-szepnęłam sama do siebie
-To dobrze smerfetko
Odpalił motor i już go nie było...

Trochę krótki ale jest 
Jeśli choć trochę ci się podobało zostaw komentarz 
To do środy!