niedziela, 28 września 2014

Rozdział 5

Lucy POV

Ubrałam się w piżamę z mojej ulubionej bajki z dzieciństwa,zrobiłam sobie ciepłe kakao i usiadłam w moim pokoju na dużym parapecie.Miałam stąd widok tylko na dom obok.Mieszkała w nim samotna babunia,uwielbiam jej pomagać kiedy mam czas.Ona zawsze jest uśmiechnięta i potrafi rozbawić innych mimo to,że straciła w życiu wszystkich,których kochała.....prawie tak jak ja.Chciała bym być tak silna jak ta babunia.Po wypadku,w którym podobno zginęli moi rodzice nie potrafiłam sobie poradzić.Miałam straszną depresję.Za parę dni minie trzecia rocznica ich śmierci a ja dopiero nie dawno skończyłam swoje wizyty u psychologa.Nie lubię wracać myślami do dnia w którym dowiedziałam się,że nie mam już nikogo.Moi rodzice zginęli w dziwnych okolicznościach ponieważ w doszczętnie spłoniętym samochodzie nie znaleziono ciał moich rodziców ale po kilku tygodniach uznano,że musieli całkowicie spłonąć w aucie.Do dziś w to nie wierzę.
Z rozmyślań wyrwało mnie dzwonienie do drzwi.Trochę się zaniepokoiłam,było już po 23.Mój dziadek bierze bardzo silne leki nasenne,więc jeśli zasnął to obudzi się dopiero rano.
Zeskoczyłam z parapetu i zbiegłam na dół po schodach by otworzyć drzwi.Na moim ganku zobaczyłam chłopaka,TEGO chłopaka z kasyna.Opierał się o balustradę uśmiechając się głupawo w moją stronę.
-O nie,znów ty?!Nie zrozumiałeś mnie,że nie szukam problemów?
Chłopak jakby w ogóle nie usłyszał co do niego mówię
-Serio?Piżamę też masz w smerfy?
Nie uzyskując mojej odpowiedzi wstał i z mniej przyjazną miną podszedł bardzo blisko mnie i powiedział cicho
-Myślisz,że jest mi na rękę latanie za jakąś głupią fanką Disney'a?
Bałam się odpowiedzieć.Teraz wcale nie żartował a ja nie miałam zamiaru testować jego wytrzymałości.Wiem na co stać ludzi takich jak on.Milczałam
-Przyniosłem tylko twoje pieniądze,które wygrałaś w kasynie.Trochę zajęło mi szukanie gdzie mieszkasz,ale okazuje się,że mogłem sobie to darować bo pannę Smerfetkę zupełnie to nie interesuje
-Jaaa..przepraszam nie widziałam...-próbowałam się jakoś wytłumaczyć,było mi głupio,że tak na niego naskoczyłam
Nic już więcej nie powiedział.Odsunął się i wyjął zza kurtki grubo wypełnioną kopertę.Wcisnął mi ją do reki,po czym odwrócił się zmierzając w stronę ulicy.Dopiero teraz zauważyłam,że przyjechał  na czarnym motorze,który zlewał się z nocą.
-Czekaj!-zawołałam
-Weź je,weź te pieniądze-prosiłam idąc w jego kierunku
On zrobił niezrozumiałą minę
-Jak to,nie chcesz ich?Są twoje wygrałaś je,na pewno ci się przydadzą
-Nie.Miałam przez nie same problemy,ale jeśli pomogą uregulować ci twoje długi to są twoje,nie pytaj skąd wiem...po prostu je weź
-Jej..dzięki smerfetko,dobreee z ciebie dziecko-zaśmiał się
-Jestem Lucy!-ja też się zaśmiałam
-No przecież wiem,ale smerfetka bardziej pasuje
-Niby skąd wiesz,nie mówiłam ci jak mam na imię?
W tym mieście nie jesteś dla mnie żadną zagadką Lucy Castle
-To niesprawiedliwe,ja nic o tobie nie wiem
-Nie ukrywaj,że Lila nic ci nie powiedziała.Jeśli sądzisz,że nie wiem co gadają o mnie inni...mylisz się-wsiadł na motor z powrotem chowając kopertę
-Nie wierze w gadanie innych-szepnęłam sama do siebie
-To dobrze smerfetko
Odpalił motor i już go nie było...

Trochę krótki ale jest 
Jeśli choć trochę ci się podobało zostaw komentarz 
To do środy!   

środa, 24 września 2014

Rozdział 4

Lucy POV

-No nie!No nie!No nie!Zaraz przegram całą moją wypłatę-byłam zrozpaczona.O co chodzi w tej głupiej grze?
Harriet radziła sobie znacznie lepiej.Przez całe życie to ona była zawsze bardziej zaradna ode mnie.Wszystko przychodzi jej z taką łatwością.Ja za to wiecznie mam pod górkę.
Lila,dziewczyna,która w skupieniu analizowała swoje karty nagle wbiła we mnie swoje wręcz palące od złości spojrzenie.O co jej chodzi?Przed chwilą była dla mnie miła,nic jej nie zrobiłam.Chwile później zorientowałam się,że nie patrzy na mnie,tylko na osobę stojącą niecałe 5 milimetrów za mną.
Nie odwróciłam się by sprawdzić kto to.Byłam zbyt sparaliżowana nagłym,bliskim kontaktem z osobą,której najprawdopodobniej nie znam i nie mam ochoty poznawać.Wiedziałam,że na pewno nie była to kobieta,ponieważ rozprzestrzeniający się mocny zapach męskich perfum aż podrażnił mój nos.Mężczyzna przysunął się jeszcze bliżej mnie,przez co byłam przyciśnięta do stołu
-Księżniczka nie umie grać? -zakpił cicho
No świetnie.Wiedziałam,że nie wyjdę stąd tak szybko jak planowałam.Byłam wkurzona  bezczelnym zachowaniem tego idioty.Niepewnie odwróciłam się w jego stronę.Zobaczyłam chłopaka,mniej więcej w moim wieku.Miał ciemne włosy,które były postawione do góry na żelu i piękne brązowe oczy,które mogły zabić spojrzeniem.
-To powinno być karalne!-pomyślałam dlaczego nie wszyscy ludzie mogą wyglądać tak perfekcyjnie
-Też tak sądzę...-zaśmiał się chłopak
-Co,niby co sądzisz?-powiedziałam to na głos czy jak?
-Oj już się nie ośmieszaj słonko,wiem co miałaś na myśli-poruszył zabawnie brwiami
-Masz dobre karty ale nie wiesz co z nimi zrobić,pierwszy raz w to grasz czy jak?-cały czas się ze mnie naśmiewał
-Uwierz mi jeśli mogła bym wybrać pomiędzy skoczeniem z mostu a przyjściem tutaj....nie było by mnie tu teraz

Alex POV

Nalewając kolejnemu klientowi drinka spostrzegłem,że pojawił się tu dziś również Clein. Gabe wisi temu frajerowi spora sumę pieniędzy a dziś kończy się termin spłaty.Lepiej,żeby się tutaj nie spotkali.Franco to nieobliczalny typ.Siedzi w czarnych interesach od samego początku swojego życia.
-Will zastąp mnie na chwilkę zaraz wracam,muszę coś załatwić
Przeskakując przez bar zacząłem szybko rozglądać się w poszukiwaniu Gabe'a
-Ooo nie.. tylko nie to-pisnąłem jak małe dziecko
Zanim zdążyłem go odnaleźć on znalazł go pierwszy.

Gabe POV

-Teraz wyłóż tą,a potem tamtą.Może nie stracisz wszystkich pieniędzy-mruknąłem
-Dzięki.Naprawdę,nie jestem w tym najlepsza-odparła jakby siląc się na odrobinę miłych słów w moją stronę.
Odchodziłem od stołu,gdy ktoś nagle bez uprzedzenia przywalił mi pięścią w twarz.Zatoczyłem się do tyłu ale na szczęście nie straciłem równowagi.To co zobaczyłem wcale mnie nie zdziwiło.
-Clein?!To znowu ty?Czego ode mnie chcesz?-to było głupie pytanie,wiadomo,że chciał swoją forsę
-Nie strugaj idioty Sweald.Gdzie są moje pieniądze?-przy każdym następnym słowie podchodził coraz bliżej mnie tracąc przy tym cierpliwość
Nie zamierzałem czekać aż znów mi przyłoży.

Lucy POV 

Powoli opanowywałam moją sytuację w grze.Pomógł mi.... No właśnie,nawet nie spytałam jak ma na imię.Trudno,i tak już więcej się nie spotkamy w tym miejscu.
Nagle po całym kasynie rozległy się strzały.Racja..przecież Lucy Castle zawsze ma pecha i trafia w sam środek bagna.
-Świetnie!Gabe znów wpakował się w jakieś szatańskie interesy-Powiedziała znudzonym tonem Lila
-Który to Gabe?-spytałam zaciekawiona
-Ten co się tu koło ciebie kręcił,zmienia dziewczyny częściej niż skarpetki a jego wszystkich przekrętów nawet kasa fiskalna by nie zliczyła.Krócej mówiąc skończony idiota.Jeśli nie chcesz mieć problemów trzymaj się od niego z dala.Mówi to ktoś,kto przekonał się jaki potrafi być Gabe Sweald
Przez pomieszczenie padało coraz więcej strzałów.Barmanki i inna obsługa kasyna zaczęła uciekać.
-Lucy!Dziewczyno spadajmy stąd to jakieś miejsce dla psycholi.Zadanie już wykonałaś,chodź!-krzyczała Harriet,chyba nigdy nie widziałam jej tak bardzo wystraszonej.Nie bała się wyzwań,ale wszelka przemoc i broń sprawiały że stawała się jak ja.
Bez zastanowienia zaczęłyśmy biec w stronę wyjścia.Wiedziałam,że ta historia z kasynem nie skończy się dobrze.


Jeśli choć trochę ci się podobało zostaw komentarz
To do następnego ;* 













sobota, 20 września 2014

Rozdział 3

Lucy POV

Na kartce pisały cztery krótkie słowa Wejdź do kasyna.Zagraj!Analizowałam ten tekst dziesięć razy,przyswajając,co tak naprawdę mam zrobić.Nigdy nie byłam w kasynie ale słyszałam wiele plotek o tym niebezpiecznym miejscu.Podobno grają tam tylko miejscowi gangsterzy.Wszyscy inni maja na tyle oleju w głowie by nie zapuszczać się w to miejsce.kiedy wejdziesz do środka,wychodząc nie będziesz już tą samą osobą.Przyznaję,bałam się i to strasznie ale nie miałam wyjścia.Przysięga to przysięga.Z drugiej strony to była moja szansa,na pokazanie wszystkim łącznie z Harriet,że nie jestem ofiarą.Przełknęłam głośno ślinę i w końcu odezwałam się odważnie
-Dobrze,zrobię to,tylko kiedy?-z każdym słowem czułam,jak moja pewność siebie gdzieś znika
-Jutro wieczorem,możesz tam iść od razu po pracy-powiedziała Britney 
-Pójdę z nią,jako świadek no i...towarzystwo do gry!-rzuciła odważnie Harriet

Dochodziła już godzina dwudziesta co oznacza,że zaraz kończę swoją popołudniową zmianę w barze Street.Harriet czekała już na mnie przed drzwiami.Jej blond loczki świetnie komponowały się z czarną skórzaną kurtką ze złotymi zamkami.Spodnie również były skórzane,na nogach miała botki na wysokim obcasie ze sterczącymi ćwiekami.Ja wyglądałam przy niej jak dziecko które właśnie wyskoczyło z kreskówki.Moda nigdy nie była dla mnie czymś,do czego przywiązywałam dużą wagę.
Wzięłam jeszcze moją dżinsową kurtkę z wieszaka i skierowałam się z moja przyjaciółką w miejsce do którego nie weszłabym nawet w najgorszych koszmarach.
Casino Millo.Mój najgorszy koszmar nie okazał się aż tak straszny.Mogłam się spodziewać że historie o tym miejscu były dość mocno koloryzowane przez ludzi,którzy tak naprawdę nie byli nawet w pobliżu tego miejsca.Wchodząc do środka nie dało się zignorować mocnego zapach tytoniu.Wnętrze było całe w dymie.Naprawdę nikomu to nie przeszkadzało?! Od strony baru,w którym był duży wybór napojów alkoholowych dochodziła głośna muzyka,Którą co jakiś czas zagłuszał dźwięk jednej z gier.Nie było dziś wielkiego tłumu.Prócz nas była tu tylko jedna dziewczyna,reszta to sami faceci.Chyba grali w pokera,oczywiście na pieniądze.Dziewczyna była w tym całkiem niezła,ponieważ to ona miała na razie największą sumę zgromadzonych pieniędzy.

Gabe POV

Postawiłem swoje włosy na żelu,szykując się na conocny wypadu do kasyna.Modliłem się by szczęście mi dopisało.O ile pamiętam,dziś mija termin spłaty mojego długu u Cleina.Nauczka na przyszłość:Nigdy więcej nie pożyczaj pieniędzy od tego frajera.Ten gość ma świra na punkcie swojej forsy.Co drugi dzień wysyłał do mnie swoich ludzi z ,,przypomnieniem",że termin spłaty niedługo minieeee.I jak nie oddam forsy na czas to mogę zacząć kopać sobie dół.
W kasynie zawsze towarzyszy mi Alex mój najlepszy przyjaciel.Od roku wynajmujemy razem jedno mieszkanie,odkąd przez moje problemy z różnymi uzależnieniami rodzinka wyparła się mnie i wykopała z domu.Alex pozwolił mi mieszkać u siebie,pod warunkiem,że będę regularnie dorzucał się do rachunków.Pomógł mi w chwili,gdy było już ze mną naprawdę źle.Odnalazł też we mnie moją życiowa pasję,jaką jest gra na fortepianie.Tak wiem,nikt by się nie spodziewał,że ktoś taki jak ja może mieć pasję małej dziewczynki zamkniętej w sobie ale granie sprawia,że czuję się spokojnie,nie mam wtedy żadnych problemów.Tak jakby nigdy ich nie było i nigdy nie będzie.
W kasynie nie było dziś zbytniego tłoku.Ta sama dobrze mi znana ekipa grała w pokera,wśród nich Lila Herbriter.Naprawdę nie wiem jak to się stało że ostatniej nocy obudziłem się u niej w łóżku.Ale....nie pierwszy i nie ostatni raz.Były tu dziś również dwie dziewczyny,których nigdy wcześniej tu nie widziałem.Jedna z nich wyglądała jakby należała do jakiegoś gangu motocyklowego.Druga natomiast wyglądem przypominała dziecko które uciekło z przedszkola.Jej głupawa koszulka z wielkim smerfem aż prosiła się,żeby wyrzucić ją do kosza.Dziewczyna wyglądała jakby nie chciała tu przebywać.W grze w pokera też nie była najlepsza.Jak nic nie zrobi,to zaraz straci wszystkie pieniądze,które postawiła.Po cholerę tu przyszła skoro nie umie grać w najprostszą z gier w tym kasynie?Pomogę jej trochę...i przy okazji po wkurzam tą wariatkę Lilę,która była by zazdrosna o każdą rzecz,która do niej nie należy,nawet o psa sąsiada.

Kolejne rozdziały będę dodawała w środy i soboty
Jeśli choć trochę ci się spodobało zostaw komentarz to motywuje
Do następnego...;*
  


środa, 17 września 2014

Rozdział 2

Lucy POV

-To pewnie Peter,zapomniałam ci powiedzieć,że chciał żebym poszła z nim na tą imprezę a wiesz,że ja chłopakom nie odmawiam.Szczególnie takim jak Peter!-Harriet zrobiła maślane oczy
Rozdrażniona faktem,że moja przyjaciółka znów wystawia mnie do wiatru poszłam otworzyć drzwi.
Moim oczom ukazał się Peter ze swoim nienagannym wyglądem.Każda dziewczyna cieszyłaby się,że szkolna gwiazda koszykówki stoi przed drzwiami jej domu.Ale nie ja.
-Cześć  Lu...Lucy no nie?
Taaa-nie przejęłam się zbytnio faktem,że nie do końca wiedział jak mam na imię
-Jest u ciebie Harriet?Miałem tu po nią przyjechać
-Jestem jestem!-dziewczyna wyskoczyła zza moich pleców i rzuciła się na Petera
-Lucy jedzie z nami?-zapytał niepewnie chłopak
-Taaak,gdyby nie ja w ogóle nie ruszyła by się z domu i siedziała na kanapie oglądając jakiś nudny film
Peter zrobił krok do tyłu i wyrecytował grubym,poważnym głosem
-A więc księżniczki,ładujcie tyłeczki do auta!
Harriet tylko zachichotała,po czym pociągnęła mnie w stronę samochodu i wepchnęła  na tylne siedzenie,tylko po to by zaraz później przejść na przód obok Petera.Ten koleś działa mi na nerwy a szczególnie jego głupie i nieodpowiednie teksty.Może Harriet to nie przeszkadza ale ja nie mam zamiaru przymykać oka,kiedy on woła do mnie tak,jakby gonił krowy na pastwisku.Skrępowana tą niezbyt dla mnie komfortową sytuacja piątego koła u wozu chciałam jak najszybciej znaleźć sie na imprezie.Po chwili wjechaliśmy już na ulice gdzie mieszkała Britney.Muzykę dochodzącą z domu dało się już słyszeć w aucie.Widać,że rodzice tej dziewczyny wyjechali na dłużej inaczej nie mogła by sobie pozwolić na taka imprezę.Kiedy wjechaliśmy na podjazd Harriet wyskoczyła z auta,chwyciła Parkera za rękę i poszli się przywitać z innymi.Ja również powlekłam się za nimi.

Gabe POV

Obudziłem się w domu Lil Herbriter.Nie do końca wiem jak to się stało  aleee korzystając z okazji,że teraz jej tu nie ma wymknąłem się przez okno opuszczając jak najszybciej posesję.Na dworze było chłodno i robiło się ciemno,co oznaczało,że spałem jak zabity przez cały dzień.Skręciłem w ulice gdzie znajduje się kamienica w której mieszkam.Szukałem  telefonu w swojej skórzanej kurtce,gdy nagle ktoś niespodziewanie przyparł mnie do muru.
-Co jest?!-krzyknąłem rozdrażniony,że jakiś dupek w czarnej bluzie z kapturem nasuniętym na głowę  zaciskający rękę na moim gardle ma zamiar jeszcze bardziej uprzykrzyć moje wystarczająco popaprane życie
-Dobrze wiesz o co chodzi,mój szef nie znosi jeśli ktoś nie spłaca długów na czas a o ile mi wiadomo twój jest dość spory-wymamrotał jeszcze bardziej zaciskając uścisk
-Może byś mnie tak oświecił kto cię przysłał mnie nastraszyć!-co za palant...myśli że tylko u jego szefuncia mam jakiś dług?
-Franco Clein,coś ci to mówi?
No nie a więc o tego frajera mu chodziło.Szybko jednym mocnym ruchem odskoczyłem od ściany i teraz to ja trzymałem go za gardło.
-Powiedz swojemu szefowi,że ze mną umawiał się do końca tygodnia,zapewnij go,że do tego czasu zdążę go zaszczycić swoją jakże ważną osobistością.

Lucy POV

Siedziałam na kanapie przyglądając się wszystkim tańczącym parą na parkiecie,zamówiłam sobie drinka pomarańczowego.Przyjemne ciepło rozchodziło się po moim ciele za sprawą niewielkiej ilości alkoholu.
Po godzinie 3 w nocy ludzie zaczęli opuszczać dom,ci którzy zostali na noc,w tym przypadku ja,Harriet kilka innych dziewczyn oraz kuzyn i brat Britney.Ktoś rzucił bardzo głupi pomysł żebyśmy zagrali w wyzwania.Nie znoszę tej gry jest głupia a czasem i niebezpieczna.Należy zgasić światła,zapalić świece,napisać ekstremalne i głupie wyzwania dla innych osób a na koniec złożyć przysięgę,że nie wyprze się wykonania zadania które się wylosowało.Po wykonaniu wszystkich niezbędnych czynności usiedliśmy w kręgu.Chciałam jakoś się wymigać od gry ale Harriet mi to uniemożliwiła.Butelka się potoczyła i jako pierwszego wybrała brata Britney.Chłopak wyjął jedno z wyzwań i przeczytał na głos
-Pocałuj Laurę Knight,co? Nie zrobię tego!
-Nie masz wyjścia-wyśmiała go siostra
-Okej,dam radę,w sumie nic trudnego,zrobię to,jutro w szkole na dużej przerwie!
-Hehehe oj powodzenia stary-poklepał go chłopak obok
Butelka potoczyła się ponownie i tym razem wybrała.....mnie.Korek butelki był skierowany prosto na mnie.
Niepewnie wyjęłam z miski jedną z kartek,rozwinęłam i wtedy zobaczyłam coś po czym mogłam stwierdzić już teraz,że nie wyjdę cało,nie ja.

Biedna Lucy,że też trafiło na nią.Przed nią zadanie o którym nawet nie śniła w najgorszych koszmarach.Sądzicie że da radę?
Jeśli chcesz być informowany o rozdziałach na bieżąco wejdź na zakładkę informowani zostaw swoją nazwę a na pewno żaden rozdział cie nie ominie.
Jeśli choć trochę ci się podobało zostaw tu swoją opinie to motywuje ;*
  
 
  

sobota, 13 września 2014

Rozdział 1

Lucy POV

-Dziadku wychodzę do szkoły!Nie zapomnij wziąć tabletek!-krzyknęłam na pożegnanie
-Moja kochana Lucy,jak zwykle zabiegana ale o wszystkim pamięta-powiedział swoim ochrypłym głosem wypuszczając dym fajki
Oswald był nałogowym palaczem,co nie sprzyjało jego przewlekłym chorobą płuc.Twierdził,że jak trzeba będzie to śmierć i tak po niego przyjdzie.
Przejęta dzisiejszym sprawdzianem odpaliłam moje srebrne audi i ruszyłam w stronę szkoły.Po drodze,jak zawsze zgarniam jeszcze Harriet moją najlepszą przyjaciółkę.
Stojąc pod jej domem już dobre 10 minut w końcu zobaczyłam roześmianą blondynkę biegnącą w kierunku mojego samochodu.Harriet jest typem szalonej dziewczyny,która niczym się nie przejmuje,ale ma jedną wadę.Zawsze się spóźnia.
-cześć Lu słyszałaś już super newsa?
-Nie...ale jestem pewna,że zaraz mnie oświecisz-powiedziałam wykazując moje zerowe zainteresowanie
-Dziś wieczorem jest impreza z nocowaniem u Britney!-piszczała z podekscytowania
Nie mogę,nie mam czasu.Obiecałam że pojadę z dziadkiem na zakupy.
-Oj no weź!To tylko dziadek,jutro pójdziecie na zakupy
-Tylko dziadek?!Harriet przecież wiesz że to mój jedyny żyjący krewny
-Ok w takim razie ja go zapytam,jestem pewna,że jeśli dowie się o co chodzi na pewno pozwoli ci iść.Lucy Castle zawsze byłaś strasznym cykorem i nic tego nie zmieni.
Po ciężkim dniu w szkole czekała mnie jeszcze prac w barze Street gdzie jestem kelnerką.nie jest on daleko od szkoły.przez co od razu kończąc lekcje mogę tam jechać.Samochodem trwa to zaledwie 5 minut.Uroki małego miasteczka Hanford.Pozornie nie dostrzeżesz tu żadnego niebezpieczeństwa,lecz są tu zaułki,w których nie znajdziesz nic prócz problemów związanych z tamtejszymi kasynami.
Oczywiście ja,jak to ja Lucy,nad która ciąży życiowa klątwa codziennie muszę przechodzić tamtędy do pracy.Bar został założony w miejscu gdzie oczywiście alkohol i jedzenie sprzedają się najlepiej w tym wypadku na końcu słynnego zaułka hazardu.Wiedziałam na co się piszę zatrudniając się tam ale nie miałam wyjścia.Emerytura mojego dziadka nie wystarcza na utrzymanie domu,a po niewyjaśnionej śmierci moich rodziców....było już tylko gorzej.
Prace w Street kończę o 19 gdy zapada już zmrok.Codziennie wychodzę stąd modląc się o to by nie natrafić na jakąś bójkę przed kasynem.Pare razy zdarzyło mi się być świadkiem jak policja musiała interweniować by pewien mężczyzna nie został pobity na śmierć.Mimo to policja jest tu rzadkością,
wiedzą co wyprawia się w tym zaułku ale są zbyt leniwi by raz na zawsze zrobić z tym porządek w Hanford.
Kiedy przyjechałam do domu zastałam pod drzwiami Harriet z sukienkę która obiecała mi pożyczyć
weszłyśmy do środka i szybko zaczęłyśmy szykować się na imprezę.
Dwie godziny później wyglądałyśmy z Harriet jak dwie księżniczki wyrwane z jakiejś baśni.
Moja przyjaciółka ma wiele zainteresowań,najprzydatniejszym jest jej znakomita znajomość trendów w modzie.Potrafi nawet z ogra zrobić jednorożca.
Przejrzałam się w lustrze.Moje ciemne lekko kręcone włosy opadały na ramiona.Sukienka Harriet była idealna,była z koronkowego materiału i miała miętowy odcień.Zrobiłam jeszcze lekki makijaż i byłam gotowa.Harriet tez wyglądała niczego sobie.Włosy upięła w staranny kok.Miała na sobie obcisłą,czerwoną i moim zdaniem trochę za krótką czerwoną sukienkę.Obie włożyłyśmy czarne szpilki i zrobiłyśmy sobie jeszcze selfie na pamiątkę.Kiedy miałyśmy już wychodzić z drzwi zaczęło dobiegać głośne pukanie.  
   
                                                                                 
                                                           

                           

Rozdział przejściowy ale konieczny myślę że nie wyszedł aż tak źle.
W następnych będzie też opisane życie z perspektywy Gabe'a .
Kolejne rozdziały będę starała się dodawać co trzy,cztery dni. 
Jeśli choć trochę ci się spodobało zostaw komentarz,to motywuje ;*

czwartek, 11 września 2014

                                                                         Prolog


 Siedemnastoletnia Lucy Castle jest zwyczajną dziewczyna.Ma dobre oceny i oddanych przyjaciół.Jedna noc i jedno głupie zadanie sprawia,że musi postąpić wbrew wszystkim zasadą jakich nauczono ją w domu.
  Gabe Sweald jest chłopakiem,dla którego życie to ciągła zabawa.Kasyno jest jego nałogiem.Rodzina wyparła się go przed laty.Jedyną rzeczą jaką naprawdę kocha w swoim mrocznym życiu to gra.Nie w kasynie.Gra na fortepianie,jest dla niego jak bilet do lepszego świata,gdzie nie ma problemów z długami i policją.Czy spotkanie z Lucy zmieni jego jego zapatrywanie na rzeczywistość.
  Nie wszystkie anioły wychodzą cało w starciu z diabłem